Zapowiadał się bardzo miły wieczór przy ognisku i kiełbaskach. Okolica się powoli cywilizacyjnie wyciszała, większość ludzi musiała wyjechać przed wieczorem. My dostaliśmy ten prezent od czasu, że mogliśmy sobie jeszcze beztrosko pożegnać lato. Wiatr z lekka falował gryczanym polem, a nad nim od czasu do czasu pojawiał się żurawi klucz anonsując się wcześniej charakterystycznym krzykiem. Niemiłosierne były tylko komary, jakieś takie młode, drobne i spragnione krwi egzemplarze naprzykrzały się całymi chmarami nie zważając na żadne sprawdzone dotąd olejki eteryczne, czy repelenty. Nie to jednak zepsuło nam wieczór przy ognisku. Oto nagle, tuż po przelocie kolejnego ptasiego klucza, rozległy się strzały. Nieregularne i bynajmniej nie z ambony. Żurawie larum podniosły niczym gęsi na Kapitolu. Pies też się zdenerwował i usiłował za wszelką cenę otoczyć ludzkie stado delektujące się kiełbaskami. A tu nagle ryk silników. Quady! Komuś zachciało się pobawić w lesie, pewnie myślał, że jest w nim sam. I jak tu nie nazywać ludzi człowiekami?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz