środa, 3 sierpnia 2016

Ganbare!



Mamo, coraz niebezpieczniejsza się staje nasza Europa - zauważyła Złotowłosa analizując docierające zdecydowanie za często ostatnimi czasy informacje o zamachach. Szczególnie zaniepokoiły ją te we Francji i w Niemczech, zdarzyły się w przestrzeni bliskiej i znanej, a przede wszystkim wydawałoby się, stabilnej i bezpiecznej. 
Tak się składa, że do wakacyjnej walizki lekturowej, czyli niezastąpionego czytnika wrzuciłam ostatnio książkę Katarzyny Boni, Ganbare! Warsztaty umierania. Brzmi ponuro i bynajmniej nie wakacyjnie, ale jak się bliżej przyjrzeć, a najlepiej przeczytać, jest w tym głęboki związek. Skorygowaliśmy nasze plany wakacyjne na miejsce wypoczynku wybierając tereny o jak najmniejszym ryzyku, jeśli przyjąć, że takie jeszcze są, potem uznaliśmy, że przecież nie można dać się zwariować i pamiętać trzeba, że życie toczy się dalej. Skoro raz bardzo blisko otarłam się o zamach terrorystyczny we Francji, Gambare tym bardziej mnie zainteresowało, ale nie jako ars moriendi, lecz raczej jako sztuka przetrwania po katastrofie. Ganbare. Warsztaty umierania na początek skojarzyłam z japońskim filmem Okuribito ( w polskich kinach onegdaj jako „Pożegnania”) traktującym m. in. o obrzędach pogrzebowych w Japonii. Ganbare… to raczej opis próby oswojenia rzeczywistości po katastrofie, która przydarzyła się w kraju, wydawać by się mogło przywykłym i przygotowanym na zaskakujące zjawiska zmieniające bieg ludzkiego żywota. W 2011r. te zjawiska były jednak szczególne i zaskoczyły ludzi nawet najbardziej doświadczonych, a ich ślady rok później odnaleziono na …Alasce. Sposobem na ucieczkę przed bólem po katastrofie dla Japończyków było między innymi nazywanie losowych okropności słowami z obcego języka, jakby wydarzenie określone w innej rzeczywistości językowej było mniej bolesne i bardziej odległe, stwarzało pozornie bezpieczny dystans pozwalający oswoić się z tym, co niewyobrażalne.
Gdy w 2011r. śledziłam relacje mediów z Japonii, pamiętam, jak zdumiewał spokój, opanowanie i perfekcyjna organizacja Japończyków w obliczu żywiołu. Czas pokazał, że siły i działania żywiołu nigdy przewidzieć się nie da (por. http://voila-be.blogspot.com/2012/03/japonska-apokalipsa-rok-pozniej.html), człowiekowi pozostaje pokora i poczucie własnej omylności.
Dziś, gdy w Europie dzieje się tyle nieprzewidywalnych tragedii, związanych chociażby z zamachami terrorystycznymi, warto sięgnąć do doświadczeń japońskich, podpatrzeć, jak tam leczy się rany duszy po stracie. Jednym ze sposobów jest oczyszczające ponarzekanie, wyrzucenie z siebie żalu, smutku i rozpaczy. Wtedy można żyć dalej, jest jakoś lżej. Po Paryżu i Nicei, po zamachach w Niemczech chciałoby się powiedzieć: Ganbare, Europo! Trzymaj się, dasz radę!