sobota, 26 kwietnia 2014

Hanami u przyjaciół



Mam przyjaciół z ogrodem, którego nie da się objąć wzrokiem w całości. Można podziwiać go fragmentami, skupić się na detalu lub podziwiać rośliny w grupie. Cały ten tajemniczy ogród zobaczyć można chyba tylko z powietrza. Ogrom roślinnego piękna.  


Właśnie zakwitły japońskie wiśnie - można dziś było usiąść pod kwietnym parasolem i delektować się ulotnością natury. Wystarczy nieco deszczu i wiatru, a za dni parę na trawniku pod tymi drzewami będzie różowawy florystyczny śnieg i dalej będzie tam pięknie, tylko, że pod nogami, nie w górze. 



 


sobota, 12 kwietnia 2014

Eli, Eli



Dwubiegunowa, odpychająco-przyciągająca książka leży mi na biurku od kilku miesięcy jak wyrzut. Że nie wiem, jak do niej podejść, że nie wiem, jak o niej napisać. Jest turpistycznie piękna. Intrygująca i zmuszająca do ustosunkowania się. Bać się jej? Odrzucić z niesmakiem? A może oswoić szukając piękna w chorobowym oszpeceniu, w zdeformowanej rzeczywistości? Miała to chyba być publikacja o fotografowaniu biedy. Niemal każde słowo napisane przez Tochmana oswaja obraz uchwycony w obiektywie Wełnickiego, każde zdanie uczy obcowania z obrazem, tak jak wcześniej zrobił to autor fotografii z oswajaną rzeczywistością. – Ja wam pokażę prawdziwą biedę, nie tę pod turystów, by wyżebrać więcej, ale tę prawdziwą, niezafałszowaną - można by uzupełnić przekaz Edwina N., niebezpiecznego jak się okazało przewodnika „bieda –wycieczki”, która przy okazji jest karawaną rozdającą jedzenie. True Manila. Inny brzeg turkusowego oceanu. I nie wiem, co bardziej odpycha – schorowana kobieta zdeformowana chorobą, czy fotograf utrwalający obraz człowieka w fazie odrzucenia. Znamienny jest tu dystans, z jakim Tochman podchodzi do fotografujących biedę, choć sam jest częścią tej kuriozalnej wycieczki,  wyraźnie się od niej odcina patrząc na fotografujących białych oczyma pogrążonych w biedzie Filipińczyków.  Książka Tochmana ( i Wełnickiego!) to także rozrachunek z kolonializmem, wskazujący jasno mroczną stronę kolonizujących i równie ciemną kroczących tuż za nimi niebiednych misjonarzy nawołujących do ubóstwa. Świetna lektura na wielkanocny czas. 

Wojciech Tochman, Eli, Eli, fot. Grzegorz Wełnicki, Wyd. Czarne 2013

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Zachrypnięty głos Afryki



Brakowało dotąd w naszym kraju publikacji o Afryce pisanych afrykańskim piórem. Lukę co prawda wypełniły nieco dzieła niedawno zmarłego Nigeryjczyka Chinua Achebe, zwłaszcza w kontekście perspektywy afrykańskiej wobec tamtejszej obyczajowości („Wszystko rozpada się” ), czy jej zderzeniu z kulturą brytyjską ( „Edukacja dziecka pod brytyjskim nadzorem”). Jednakże Binyavanga Wainaina to głos aż zachrypnięty od wyrażania realiów afrykańskich tak nieprzystających do europejskich wyobrażeń o czarnym lądzie. Na tym zresztą polegał problem z europejskim debiutem kenijskiego autora – Binyavanga Wainaina pisze tak, jak Afrykę odczuwa, a nie tak, jak zdaniem pierwszego niedoszłego wydawcy, powinna być opisana. Kapelusze z głów wobec tłumacza, który podjął rękawicę, by z sukcesem zmagać się z zawiłościami poetyki Kenijczyka z Nakuru. Rezultat – dzieło oryginalne, znakomicie oddające zawiłości tożsamościowe dzisiejszej Afryki, a przy okazji - całą jej zmysłowość.   
   

Binyavanga Wainaina, Kiedyś o tym miejscu napiszę. Wspomnienia. Przekład Marcin Michalski, wyd. Karakter Kraków 2014