środa, 10 sierpnia 2011

O pasikoniku, co oswoić się nie dał.



- Ja tylko żartowałam, że on może sobie wyskoczyć na spacer - rzekła zawiedziona Mała Złotowłosa, której tak bardzo zależało, by być panią któregoś z naszych domowych zwierząt. I kiedy pewnego dnia przyskakał do nas konik polny, bardzo się ucieszyła. Wzorem bohaterów z Pszczółki Mai, pasikonik oczywiście został Filipem. Najpierw z innymi braćmi z gatunku pasikoników zielonych przygrywał nam wieczorami niemal tak głośno jak jego prowansalscy kuzynowie. Potem zasmakował w domowym ciepełku, być może chłodniejsze noce go tam zapędziły? Później miał starcie z kotem, zdaje się, że bawili się w "kotka i myszkę", z braku tych ostatnich kocur zadowala się ostatnio owadami, bardzo skutecznie na nie polując. Aż chyba odechciało się konikowi polnemu naszej menażerii i po angielsku się zmył. Nie wiemy kiedy, nie wiemy dokąd. Pasikoników orkiestra znów daje koncert w ogrodowym plenerze. Może jest z nimi Filip?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz