wtorek, 17 stycznia 2012

Nieziemski

Odwiedziłam wczoraj znajomą w jej miejscu pracy, dopijałyśmy właśnie poranną kawę, by nabrać rozpędu na ospały, śnieżny dzień, gdy wszedł On. Brzmiał nisko, głęboko i czysto. W korytarzu powiedział dźwięczne "dzień dobry!", a zaraz potem naszym oczom ukazała się drobna istotka, w typie femme-enfant. Gdy otworzyła usta, wydało się. On naprawdę należał do niej, choć wydawało się, że są kompletnym przeciwieństwem. Jej kruchość i jego siła. Coincidentia oppositorum, zbieg przeciwstawień. Ten głos, który dominował ją całą. Głos zupełnie jak z jazzowej paryskiej kawiarni. Przyszła w banalnej sprawie, a gdy mówiła, trudno było skupić się na treści. Ciekawe, czy ona z Nim gdzieś występuje, śpiewa, czy też w świeżości swojej nieświadoma jest swego wielkiego atrybutu. Nie śmiałam zapytać. Wolałam słuchać i wykrztusiłam tylko, gdy już wychodziła, ciche "do widzenia!". Zabrzmiało jakoś chropowato i przyziemnie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz