dość długa, ale ważna opowiastka nie tylko dla dzieci
Dawno, dawno temu, a dokładniej w 1904 roku, za górami, za lasami dalekiej Rosji przyszedł na świat długo oczekiwany chłopczyk, któremu dano na imię Aleksy. Miał już cztery starsze siostry, ale jego rodzicom bardzo zależało, by mieć synka. Potrzebowali następcy tronu, a mógł nim zostać tylko syn. Narodziny chłopczyka obwieszczono światu 300 salwami w powietrze, car ogłosił amnestię, a zasłużonym rozdawał nagrody pieniężne i odznaczenia. Niebawem odbyły się huczne chrzciny maleńkiego Aleksego, a wśród chrzestnych znalazł się następca brytyjskiego tronu, książę Windsoru (mama dzieciątka, Aleksandra Fiodorowna była bowiem wnuczką królowej Wiktorii).
Jednakże radość z męskiego potomka nie trwała długo, przytłumiła ją wieść o tajemniczej chorobie carewicza. Jego matka bardzo tę wiadomość przeżyła. W efekcie zaczęła nadmiernie troszczyć się o chłopca, zaniedbując pozostałe dzieci. Najpierw starała się co prawda ukryć chorobę syna przed poddanymi, ale potem sama popadła w depresję i pogrążyła się w mistycyzmie, z czego sprytnie skorzystał syberyjski mnich Rasputin.
Ku zdumieniu medyków mnich z Syberii wielokrotnie „uzdrawiał” carewicza, nawet na odległość – przez telefon, czy telegraficznie, budząc jednak niepokój na carskim dworze, z wyjątkiem carowej, wdzięcznej za pomoc synowi. Aż wreszcie nadszedł bardzo niebezpieczny moment w chorobie chłopczyka. Miał wtedy osiem lat, podróżował właśnie do carskiej rezydencji myśliwskiej w Spale. Być może wstrząsy w kolasce, którą się poruszał, sprowokowały krwotok i w efekcie sprawiły, iż chłopiec znalazł się w agonii. Zrozpaczona matka ponownie zwróciła się do Rasputina, a ten zapewnił ją telegramem, że chłopczyk wyzdrowieje. I tak się rzeczywiście stało.
Wkrótce carewicz znów dzielnie uczestniczył w oficjalnych uroczystościach, między innymi świętował trzechset-lecie dynastii Romanowów, jednakże często nie mógł poruszać się o własnych siłach. Krwotoki nawracały, a carewicza noszono.
Choć od momentu ujawnienia choroby Aleksego następstwo tronu znów było niepewne, a wtajemniczeni drżeli o życie carewicza, w całej tej sytuacji dobrze odnalazł się sam car Mikołaj, który obok zajęć wynikających z jego obowiązków monarszych lubił cieszyć się scenami z życia codziennego i namiętnie je fotografował. Dzięki temu na fotografiach** utrwaliły się nie tylko obrazy familijne, ale także wspaniałe wnętrza pałacu w Liwadii na Krymie nad ciepłym Morzem Czarnym, gdzie carska rodzina zwykła spędzać Wielkanoc (to tam właśnie kultywowano zwyczaj, według którego dwie osoby spośród zebranych dostawały w prezencie słynne zdobione złotem i brylantami jaja od jubilera Fabergé). Gdy chłopiec nieco podrósł, ojciec postanowił sukcesywnie wdrażać go w obowiązki państwowe – w galowych mundurach wspólnie wizytowali oddziały wojskowe, brali udział w posiedzeniach i polowaniach. Szwajcarski guwerner, Pierre Gilliard*** uczył Aleksego przede wszystkim samodzielnego dbania o swoje bezpieczeństwo i wyzwolił spod nadmiernej opieki matki.
Życie w carskim pałacu zależało w dużej mierze zarówno od humorów, jak i stanu zdrowia „Promyczka”, jak pieszczotliwie nazywano bardzo żywego i psotnego Aleksego. Wyjątkowo rozpieszczany carewicz ani myślał o nauce i etykiecie, w głowie były mu psoty i zabawy. Nie zawsze jednak mógł się bawić z siostrami. Zabraniano mu na przykład uwielbianej przez siostry gry w tenisa, czy jazdy na rowerze, zaś większość czasu spędzał pod kontrolą wyznaczonych przez matkę marynarzy. Głównym aniołem stróżem (w latach 1907–1917) był marynarz Kola Dieriewienko; jego misją było nieustanne asekurowanie chłopczyka. Jednakże Dieriewienko zrezygnował z powierzonego mu zadania w momencie abdykacji cara. Jego miejsce zajął bardzo Aleksemu oddany marynarz Klemens Nagorny, który troskę nad chorym chłopcem przypłacił życiem. Sam carewicz zginie niedługo potem i to nie hemofilia, ale historia odpowiedzialna jest za jego męczeńską śmierć. O jej szczegółach traktuje film Frederica Mitterranda pod tytułem Mémoires d’exile (Pamiętnik z wygnania). Zresztą car Mikołaj próbował ratować życie rodziny powierzając ją opiece brytyjskich krewnych, ale ze względów politycznych azylu mu odmówiono. Kiedy zaś niemiecka część rodziny upomniała się o losy carewicza i jego sióstr, było już za późno. 17 lipca 1918 roku karty historii zapełniły się tragicznymi wydarzeniami w Jekaterynburgu.
W 2000 r. Kościół prawosławny ogłosił carewicza Aleksego świętym męczennikiem, jego święto obchodzone jest 17 lipca. Przeprowadzone w 2008 r. badania genetyczne potwierdziły autentyczność odnalezionych w 2007 r. ciał dzieci cara Mikołaja II, w tym carewicza Aleksego, kładąc tym samym kres egzystencji fałszywych Aleksych.
Królewska hemofilia nie kończy się na carewiczu Aleksym, na hemofilię chorowali też inni potomkowie królowej Wiktorii, a że potomków miała wielu i zasiadali na tronach wielu krajów, pozostaje nam dziś dokładnie się przyjrzeć własnym drzewom genealogicznym…
Obok mnie właśnie zasnął i słodko śni. Mój mały błękitny książę.
---
*. Cytat pochodzi z książki Gudrun Ziegler, Tajemnice rodu Romanowów, Warszawa 2000, s. 274.
**. Fotografie z życia carskiej rodziny można zobaczyć pod adresem: http://www.alexanderpalace.org , a także : http://www.alexanderpalace.com/
*** Pierre Gilliard dobrowolnie towarzyszyć będzie carskiej rodzinie w najtrudniejszych momentach, po wybuchu rewolucji, a swoje wspomnienia spisze i wyda jako Le tragique destin de Nicolas II et de sa famille (Tragiczne losy Mikołaja II i jego rodziny).
P.S. Tekst ten napisałam onegdaj dla biuletynu Polskiego Stowarzyszenia Chorych na Hemofilię http://www.idn.org.pl/hemofilia/biuletyn.html przytaczam go i tu, bo małe książątka ciągle nie mogą się doczekać właściwego leczenia, ale o tym nie teraz, może kiedyś później.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz