Robiłam dziś sezonowe porządki, w głębi półki znalazłam zakurzony, zapomniany budzik. Taki na sprężynę, budzik który trzeba nakręcać. Kiedy tylko sprawdziłam, czy będzie miał siłę zadzwonić, niezawodnie zadryndał. Niezapomnianym dźwiękiem z siódmej rano, gdy trzeba było wstawać, a fabuła snu stawała się najciekawsza. Na dźwięk budzika obsiadły mnie zdziwione dzieci, zaskoczone, że budzik mój stary baterii nie ma, nawet słonecznej, a chodzi. No to pochyliliśmy się nostalgicznie nad zegarmistrzowskimi historiami, opowiadając jak kiedyś zegarek był takim etapem przejścia dla małego człowieka - mieć zegarek i znać się na zegarku, to było trochę tak jak przesiąść się z czterokołowego rowerka na składak i jechać drogą razem z dorosłymi.
Zegary z baterią nie mają duszy, niestety. Są takie „tylko do odczytu”, nie przypominają o sobie potrzebą codziennej czułości w postaci nakręcania. Przy moim biurku pobrzmiewa teraz kojące tik-tak, tik-tak. Posłuchajcie czasem starych zegarów…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz