Nasze wakacyjne pobliskie miasteczko leży na polskim odcinku Szlaku Św. Jakuba. Tym samym, prawie każdego roku, o ile jesteśmy w okolicy, mamy okazję poszperać po jarmarcznych straganach. A w polskim pejzażu produktów regionalnych odpustowe jarmarki i dożynki to nieliczne okazje, kiedy tego, co lokalne i dobre, nie trzeba ze świecą szukać. Tak było i tym razem.
Dzieciaki oczywiście zaczęły ciągnąć ku pstrokatej i plastikowej chińszczyźnie, ale na szczęście dość szybko udało się przekierować ich uwagę na obiekty atencji godniejsze. No i wydaliśmy trochę grosza, ale z poczuciem, że wspieramy lokalną przedsiębiorczość, a nie chiński import, i kupionych przedmiotów wstydzić się raczej nie musimy. Oto kilka z nich, zobaczcie sami, jak tam było ciekawie, koloryt lokalny nie dał się przytłumić. I najważniejsze! Nie zabrakło jeży ;)
z siana
i z wosku ...
Dzieciaki oczywiście zaczęły ciągnąć ku pstrokatej i plastikowej chińszczyźnie, ale na szczęście dość szybko udało się przekierować ich uwagę na obiekty atencji godniejsze. No i wydaliśmy trochę grosza, ale z poczuciem, że wspieramy lokalną przedsiębiorczość, a nie chiński import, i kupionych przedmiotów wstydzić się raczej nie musimy. Oto kilka z nich, zobaczcie sami, jak tam było ciekawie, koloryt lokalny nie dał się przytłumić. I najważniejsze! Nie zabrakło jeży ;)
z siana
i z wosku ...
I miód był! W rozmaitych postaciach. Ale o tym jeszcze sporo napiszę, obiecuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz