sobota, 24 września 2011

Pani Plastelinka

Wrzesień to niestety taki zebraniowy miesiąc. Wszędzie trzeba coś omówić, ustalić, zaplanować. Tym razem zrobił mi się na tyle zebraniowy już nie miesiąc, ale tydzień, że aż opiekunki do dzieci się nie wyrobiły i w newralgicznej porze odrabiania lekcji progenitury pozostały zdane nawzajem na siebie. Gdy zostawiałam latorośle z mnóstwem sugestii, nie tylko lekcyjnych, na wypełnienie samodzielnego czasu przypomniałam sobie o pudełku plasteliny, które z rozpędu kupiłam im w nadmiarze. No to zostawiłam pociechy z plasteliną, między innymi. A tu okazało się, że ona własnie była atrakcją wieczoru. Że też na to wcześniej nie wpadłam, kupiłabym im cały karton, byle by ich nie kusił zanadto telewizor czy internet. Co zrobili z plasteliny? Domki, kwiatuszki, Plastusia i Hello Kitty z kołderką. Najzabawniejsze jednak było na końcu. Zbliża się do mnie dziecię moje, na tekturce niesie wytwory swoich rączek i mówi: "Mamo, to są plastelinki z historią! Opowiem Ci! Bo zobacz, tu był najpierw domek, potem ludzie posiali kwiatki. Miały być duże i małe. Tylko że te kwiatki rosły i rosły. Część z nich przerosła ludzi, ale nie przerosła domku, ale ten jeden, co miał być najmniejszy, wyrósł wielki jak palma, przerósł domek i ludzi. Dziwne, ale tak mu wyszło ".


Może to pokłosie bajki o Jasiu i pnączu fasoli? W każdym razie plastelina okazała się niezwykle twórczą opiekunką do dzieci, chyba pomyślę o niej częściej.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz