Strych to takie specyficzne miejsce w domu, gdzie chcąc nie chcąc spotyka się przeszłość z przyszłością. Najczęściej trafiają tam rzeczy, które się już praktycznie do niczego nie przydadzą, lecz jakoś żal ich wyrzucić i przedmioty, które, być może, przydadzą się kiedyś. I ten zapach, trochę jak w starych drewnianych kościołach – wysuszone, nagrzane drewno i wkradająca się nieszczelnościami wilgoć, która mimo upałów jakoś nie wysycha. Do tego korale czarnych pajęczyn i kołderka szarego kurzu niczym w projekcie Marcela Duchampa i Man Raya „Hodowla kurzu”. W nowych domach nie ma już strychów, są poddasza, najczęściej użytkowe, bywa, że z oknem dachowym, bez miejsca na relikty przeszłości pozornie nikomu niepotrzebne.
Strych pamiętam z dzieciństwa. Moje dzieci trochę z domu babci, ale babcia juz w nowym domu i bez strychu :( ile im zabrałam...
OdpowiedzUsuńZawsze jednak pozostaną strychowe opowieści mamy i babci :-), ale tego specyficznego zapachu opowiedzieć się chyba nie da, ani też tej dziecięcej obawy, że zza belki stropowej wypełznie wielki, stary pająk ;-)
OdpowiedzUsuń