Zatem jeszcze słów parę o dzwoneczku. Tym z Kaszub. Ale najpierw o fokach. Przeraża mnie, że coraz trudniej o ciekawe i estetycznie akceptowalne lokalne pamiątki. Wszędzie zalew chińszczyzny obecnej nawet tam, gdzie rzekomo proponujemy turystom coś tutejszego. Na Kaszubach było podobnie. Ale wreszcie w Gdyni, w bocznej uliczce udało nam się znaleźć sklep, którego reklama mignęła nam w fokarium (www.fokarium.pl), prowadzi je stacja morska Uniwersytetu Gdańskiego. Tu co prawda było nie tyle etnicznie i lokalnie, ale tematycznie przynajmniej, no i oko było na czym zaczepić, a wydane pieniądze spożytkować na tzw. słuszny cel. Były m.in. fajne worki z płótna żeglarskiego, koszulki dobrej jakości i cenowo sensowne, z dyskretnie nadrukowaną foczką, ponoć symbolem Helu. A do zakupów dorzucono nam ... przysmak foki bałtyckiej, czyli śledź w oleju czosnkowym. Nie wiem, czy fokom też się podaje śledzie z olejem czosnkowym, to raczej dodatek w wersji dla człowieków. Na opakowaniu napisano, że te smaczne całkiem śledzie złowiono bezpieczniejszym dla życia fok sposobem - włokiem pelagicznym. Cokolwiek to jest, jest to alternatywa dla tradycyjnych sieci, w które foki właśnie się często zaplątują i giną z braku powietrza. Tyle o fokach, później dodam jeszcze parę fotek.
Wracam do historii dzwoneczka. Otóż, żeby nie było tak pamiątkarsko tragicznie, na koniec kaszubskiej wędrówki trafiliśmy do skansenu, a przy nim był sklep. Generalnie z estetyką na bakier, ale znalazło się tam nieco ceramiki ludowej, całkiem gustownie zrobionej. I właśnie dzwoneczek. Z wypalanej gliny z delikatnym kaszubskim motywem kwiatowym. Taka ciekawa ta kultura kaszubska, a tak słabo ją promujemy. Szkoda. Dzwoneczek kupiłam. Dzwoneczki lubię. Dzwoneczki, jak anioły chronią dom. W kulturze orientalnej wiesza się je w miejscach "trudnych", blisko okna, wejścia, generalnie w tych newralgicznych miejscach, którymi dostać do domostwa może się to, czego nie chcemy. Dzwoń dzwoneczku, dzwoń ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz