poniedziałek, 26 listopada 2012

List z Mali

Razem z Iwoną do Mali dotarła kolejna porcja paczek. Oto fragment maila, który przesłała wczoraj:

Już jestem w Sangha .
Dla wszystkich jest to wielka radość, czują, że to początek powrotu do normalności. Białego człowieka nie było tu od miesięcy, a to przecież turystyczny rejon.Ogromna ilość prezentów to zawsze był dobry pomysł, ale tym razem to dla nich dar z niebios, a dla mnie nieopisana radość, jak widzę to szczęście nie tylko na twarzach dzieci. 

Za wszystkie paczki i paczuszki bardzo dziękujemy! 

Poniżej fotka malijskiego lekarza przy naszej paczce z "motylkami" do iniekcji


Akcję paczkową prowadzimy nieprzerwanie, ciągle z naciskiem na leki przeciw malarii, materiały medyczne, kredki i długopisy dla dzieciaków do szkoły, odzież i podręczniki do nauki języka francuskiego, poziom podstawowy. Wszystkim, którzy pomogli - wielkie "merci " z malijskim akcentem.

wtorek, 20 listopada 2012

Afrykańskie czarownice


Jestem właśnie świeżo po lekturze publikacji Adama Leszczyńskiego Dziękujemy za palenie. Szukając odpowiedzi na pytanie „dlaczego Afryka nie może sobie poradzić z przemocą, głodem, wyzyskiem i AIDS” dziennikarz, reporter i podróżnik analizuje mechanizmy społeczne funkcjonujące w Afryce, obnaża bezcelowość niektórych działań pomocowych dla Afryki (podobnie jak robiła to Linda Polman w Karawanie kryzysu), a raczej pokazuje ich celowość, tyle że ukierunkowaną zupełnie w przeciwną stronę niż ta, której się spodziewamy. Kiedy pomoc służy przede wszystkim pomagającym. Kiedy do krajów potrzebujących trafiają rzeczy zupełnie niepotrzebne. Nikomu. Bezużyteczne jak przeterminowane leki, których w Europie ot tak, wyrzucić na śmietnik nie można.
Leszczyński pokazuje przykłady absurdów wynikłych ze zderzenia afrykańskiego prostego widzenia świata z tym złożonym, niejasnym i wieloznacznym postrzeganiem rzeczywistości przez przedstawicieli krajów uprzemysłowionych. Prosty przykład – toaleta wybudowana za pieniądze ONZ. Nieużywana i ciągle nowa, bo gdy ludzie zaczną z niej korzystać to … ją pobrudzą (przypadek z Kenii), a tak .... „ludzie robią kupę do plastikowej torebki, zawiązują na supełek, a potem biorą szeroki zamach…” – to fragment o slumsach w kenijskiej Kiberze. Woda i ścieki, to chyba jeden z ważniejszych i nierozwiązanych problemów Afryki. Z wodą też historia rozbija się o afrykańskie „tu i teraz”. Organizacje pomocowe zwykle robią, co program przewidział i wyjeżdżają zostawiwszy na przykład pompę przy studni sugerując opłaty za wodę, by mieszkańcy wioski mieli fundusz na utrzymanie pompy. Ale skoro woda jest darem natury, to przecież nie można za nią płacić. A gdy pompa padnie, łatwiej poprosić o nową. Chyba trzeba iść bardziej w kierunku rozdawania wędek, a nie wręczania złowionej ryby. Może wtedy uruchomi się myślenie długoterminowe i perspektywiczne, bo pojawi się jakaś gwarancja na dłuższe i bezpieczniejsze życie? Tymczasem ta ulotność afrykańskiego  żywota najprawdopodobniej sprawia, że się dba o dziś, bez refleksji nad jutrem. Ze sporym marginesem na wiarę w czary. Tak niewiele potrzeba, by zostać czarownicą w takiej na przykład Ghanie. Wystarczy być biednym i samotnym, albo niskim, albo „jakoś innym” i nie mieć nikogo, kto się opowie po stronie podejrzanego o złe moce. A złe moce wykorzystują na przykład czyjś sen, by wskazać, kto jest czarownikiem. To już wystarczy, by znaleźć chociażby winną niepowodzeń sąsiadkę. Potem jest tylko etap przyznania się do winy, utwierdzający zazwyczaj oskarżycieli w ich decyzji. I tak czarownikami zostają stare, samotne kobiety, ale też dzieci, które jakoś odstają od reszty. Mężczyźni, jeśli mają "moc szczególną", zazwyczaj zostają fetyszami, czarownikami. Nikt nie ośmieli się posądzić ich o czary, oni mają moc magiczną. 
Afryka rozdarta między frazerowskimi etapami – magii, religii i nauki ciągle pozostaje kontynentem tajemniczym i kuszącym. Pięknym i groźnym.
Dziś z kolejnymi paczkami dla dogońskich dzieci doleciała tam nasza Iwona. Jest już w Mali, ale jeszcze nie dotarła do Sangha. Czekamy na kolejną relację fotograficzną i … kompletujemy następne paczki.    

P.S. Niniejsza recenzja książki A. Leszczyńskiego, czy też sama książka,  nie jest bynajmniej krytyką akcji pomocowych w ogóle. Jest bowiem wiele przykładów mądrego pomagania Afryce, tak jak to robi PAH chociażby w akcji "rower dla Afryki", gdzie rowery zakupione za pieniądze z odblasków mają służyć właśnie m.in. usprawnieniu obsługi pomp. 

sobota, 10 listopada 2012

Błękitny Książę i dębowy liść



Obiecałam kiedyś młodemu człowiekowi, że będzie mógł coś tutaj opublikować, tak jak to wcześniej zrobiła Złotowłosa. A że napisał coś godnego uwagi, spełniam zatem jego prośbę, ku przejrzystości tekstu, po drobnej korekcie. Nadzieję mam, że dotychczasowych czytelników młodziutkie pióro także zainteresuje. Oto rezultat:

Jestem spadającym liściem. Spadam, spadam i spadam. Wreszcie wylądowałem na ziemi. Teraz na spokojnie opowiem Wam moją historię. Dawniej  wisiałem sobie zwyczajnie na dębie i  rozmawiałem  z innymi liśćmi. Nagle zawiał wiatr, trochę inaczej niż zwykle. Zawiał tak mocno, że odczepił mnie od gałązki, na której wisiałem. Leciałem, leciałem, aż wylądowałem na polu pełnym innych liści. To one powiedziały mi, że spadłem, bo nadeszła jesień i drzewo musi odpocząć. Gdy wylegiwałem się przyczepiony do gałązki, zupełnie o tym zapomniałem. Na dodatek, gdy tak sobie leżałem na polu, to okazało się, że mam zupełnie inny kolor. Kiedy wisiałem na drzewie, byłem jasnozielony, a teraz jestem pomarańczowo-brązowo-żółty. Potem zapadłem w kolorowy sen. Gdy się obudziłem, okazało się, że wklejono mnie do zeszytu, a obok ktoś napisał „6 za piękny kolor”. J

Kolorowych snów zatem Wam życzę w tę deszczową, jesienną noc !
              

środa, 31 października 2012

Sen pod baobabem

Trafiła do mnie niedawno bardzo ciekawa publikacja o Afryce. Godna pióra Kapuścińskiego, widać, że to jego szkoła. O Afryce pełnej sprzeczności - pociągającej pierwotnością, przerażającej bezwzględnością. Umiejętne pokazanie tego kontrastu jest wielką zaletą tej książki. Rzetelne relacje z poszczególnych etapów wtajemniczenia w Afrykę Zachodnią pokazują ją właśnie od środka, ale na tyle, na ile pozwala świadomość białego człowieka. Poznajemy rąbek kulturowej tajemnicy czarnego lądu, pozwalający wyjaśnić pewne zachowania zamieszkujących go plemion. Dostajemy ostrzeżenia dotyczące drapieżności nie zwierząt, lecz zamieszkujących Afrykę ludzi. Z jednej strony  - narkotyki, kanibalizm i niedola albinosów. Z drugiej -barwne stroje, tętniące życiem targi i muzyka z serca Ziemi. I wreszcie - baśniowy, jedyny w swoim rodzaju Kraj Dogonów! O jasnej i ciemnej stronie podróżowania po Afryce pisze Tadeusz Biedzki. Sen pod baobabem.  Ciekawe, bardzo ciekawe i ładnie wydane. Z jednym mankamentem - wydawcy wyraźnie zabrakło czasu na korektę, zwłaszcza zdań z języka francuskiego, a szkoda.




Fotografie z Krainy Dogonów, w Mali, okolice Sangha - jak zawsze "Iwona z Mali" 

czwartek, 25 października 2012

Znicz i chryzantema


Przez moment zwątpiłam, ale gdy to się powtórzyło, dało do myślenia na dłużej. Na własnej skórze dokuczliwie odczuwam pęd świata tego, nie wiadomo ku czemu właściwie, ale żeby aż tak?  Wydawało mi się, że zwykle najpierw była faza zniczy, chryzantem i całej gamy produktów funeralnych, a dopiero potem, czasami już dzień po Wszystkich Świętych, wyskakiwały jak diabły z pudełka bożonarodzeniowe gadżety. Tego roku do  supermarketów świąteczne pamperki  zawitały jakoś zdecydowanie wcześniej. A może nie zauważyłam zmiany obyczajów komercyjnych i teraz nie ma nocnej zmiany dekoracji z cmentarnej na choinkową tuż po pierwszym listopada?
 Do tego w poczcie mailowej, zwłaszcza tej służbowej, nawchodziło mi trochę świątecznych promocji z dopiskiem ponaglającym: „Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia”. Wiem, że mam zaległości niemal na wszystkich frontach, ale żeby aż tak? O Bożym Narodzeniu planowałam pomyśleć zdecydowanie później i kropka. Nie wiem, jak Wy, ale ja na razie wolę pozostać na etapie „znicz i chryzantema”. 

poniedziałek, 22 października 2012

Kobiety w mieście


Naiwnie myślałam, że pędzący będzie tylko wrzesień, a tymczasem październik galopuje niczym koń na wyścigach i rozciąganie doby do godzin 48 też na niewiele się zdaje. Może gdy nadejdą słotne, jesienne dni ten czas się jakoś wreszcie zacznie toczyć wolniej? Oby. Tymczasem bieganina, krzątanina i wciąż nowe punkty w kalendarzowej części „do zrobienia”. Na dodatek w Poznaniu tak kobieco ostatnio. Dopiero zakończył się III Festiwal Republica Femenina ze znakomitym jak zwykle opowiadanym spektaklem Cuentacuentos Evy Rufo „Mujeres – Kobiety”, a już niebawem I Wielkopolski Kongres Kobiet. Dzieje się. A za oknem mgliście, dżdżyście. Czas jesiennych szarug nieuchronny przy kominku pewnie nas zatrzyma. Nareszcie.

czwartek, 4 października 2012

Słońce w winogronach

Intensywny tegoroczny wrzesień był do samego końca, dobrze, że już październik, może on będzie płynął trochę wolniej. W uczelniano - szkolnym zabieganiu wrześniowym przegapiłabym prawie sezon na nasze winogrona. Nalewki ani wina w tym roku nie będzie, z większości tegorocznych owoców zrobiłam soki lub powidła. I na ten rok wystarczy. Spiżarnia już wypełniona ogrodowymi delicjami, miło będzie zimą wyciągać stamtąd to i owo. Słońce jeszcze wczoraj było cudowne, ale czuje się niestety nieuchronną bliskość zimnej pory, która znów przedłużać się będzie w nieskończoność. Zapamiętajmy chociaż te słoneczne winogrona, będzie raźniej, gdy za oknem spadnie śnieg, a w fotelu otuli nas usypiające kominkowe ciepełko.