Jestem
właśnie świeżo po lekturze publikacji Adama Leszczyńskiego Dziękujemy za palenie. Szukając odpowiedzi na pytanie „dlaczego
Afryka nie może sobie poradzić z przemocą, głodem, wyzyskiem i AIDS” dziennikarz,
reporter i podróżnik analizuje mechanizmy społeczne funkcjonujące w Afryce,
obnaża bezcelowość niektórych działań pomocowych dla Afryki (podobnie jak robiła
to Linda Polman w Karawanie kryzysu), a raczej pokazuje ich celowość, tyle że
ukierunkowaną zupełnie w przeciwną stronę niż ta, której się spodziewamy. Kiedy
pomoc służy przede wszystkim pomagającym. Kiedy do krajów potrzebujących
trafiają rzeczy zupełnie niepotrzebne. Nikomu. Bezużyteczne jak przeterminowane
leki, których w Europie ot tak, wyrzucić na śmietnik nie można.
Leszczyński
pokazuje przykłady absurdów wynikłych ze zderzenia afrykańskiego prostego widzenia
świata z tym złożonym, niejasnym i wieloznacznym postrzeganiem rzeczywistości przez
przedstawicieli krajów uprzemysłowionych. Prosty przykład – toaleta wybudowana
za pieniądze ONZ. Nieużywana i ciągle nowa, bo gdy ludzie zaczną z niej
korzystać to … ją pobrudzą (przypadek z Kenii), a tak .... „ludzie robią kupę
do plastikowej torebki, zawiązują na supełek, a potem biorą szeroki zamach…” –
to fragment o slumsach w kenijskiej Kiberze. Woda i ścieki, to chyba jeden z ważniejszych i
nierozwiązanych problemów Afryki. Z wodą też historia rozbija się o afrykańskie
„tu i teraz”. Organizacje pomocowe zwykle robią, co program przewidział i wyjeżdżają zostawiwszy
na przykład pompę przy studni sugerując opłaty za wodę, by mieszkańcy wioski
mieli fundusz na utrzymanie pompy. Ale skoro woda jest darem natury, to
przecież nie można za nią płacić. A gdy pompa padnie, łatwiej poprosić o nową. Chyba
trzeba iść bardziej w kierunku rozdawania wędek, a nie wręczania złowionej ryby.
Może wtedy uruchomi się myślenie długoterminowe i perspektywiczne, bo pojawi
się jakaś gwarancja na dłuższe i bezpieczniejsze życie? Tymczasem ta ulotność afrykańskiego żywota najprawdopodobniej sprawia, że się dba
o dziś, bez refleksji nad jutrem. Ze sporym marginesem na wiarę w czary.
Tak niewiele potrzeba, by zostać czarownicą w takiej na przykład Ghanie.
Wystarczy być biednym i samotnym, albo niskim, albo „jakoś innym” i nie mieć nikogo,
kto się opowie po stronie podejrzanego o złe moce. A złe moce wykorzystują na
przykład czyjś sen, by wskazać, kto jest czarownikiem. To już wystarczy, by
znaleźć chociażby winną niepowodzeń sąsiadkę. Potem jest tylko etap przyznania się do
winy, utwierdzający zazwyczaj oskarżycieli w ich decyzji. I tak czarownikami
zostają stare, samotne kobiety, ale też dzieci, które jakoś odstają od reszty. Mężczyźni, jeśli mają "moc szczególną", zazwyczaj zostają fetyszami, czarownikami. Nikt nie ośmieli się posądzić ich o czary, oni mają moc magiczną.
Afryka
rozdarta między frazerowskimi etapami – magii, religii i nauki ciągle pozostaje
kontynentem tajemniczym i kuszącym. Pięknym i groźnym.
Dziś
z kolejnymi paczkami dla dogońskich dzieci doleciała tam nasza Iwona. Jest już
w Mali, ale jeszcze nie dotarła do Sangha. Czekamy na kolejną relację
fotograficzną i … kompletujemy następne paczki.
P.S. Niniejsza recenzja książki A. Leszczyńskiego, czy też sama książka, nie jest bynajmniej krytyką akcji pomocowych w ogóle. Jest bowiem wiele przykładów mądrego pomagania Afryce, tak jak to robi PAH chociażby w akcji "rower dla Afryki", gdzie rowery zakupione za pieniądze z odblasków mają służyć właśnie m.in. usprawnieniu obsługi pomp.
P.S. Niniejsza recenzja książki A. Leszczyńskiego, czy też sama książka, nie jest bynajmniej krytyką akcji pomocowych w ogóle. Jest bowiem wiele przykładów mądrego pomagania Afryce, tak jak to robi PAH chociażby w akcji "rower dla Afryki", gdzie rowery zakupione za pieniądze z odblasków mają służyć właśnie m.in. usprawnieniu obsługi pomp.
Od 2 dni jestem w Mali.W stolicy zycie toczy sie normalnym rytmem, ludzie chodza do pracy , wszystko dziala jak dawniej a jednak ...Spotkalismy znajomego , pare miesiecy temu wlasciciela malego hoteliku w Hombori.Obecnie uciekiniera , choc to brzmi brutalnie a jednak . W momencie jak islamisci zajeli ten piekny rejon z malownicza gora Reka Fatimy w ciagu kilku godzin zostal zmuszony wraz z rodzina do ucieczki.Stracil wszystko ale nie zycie.Obecnie mieszka katem u rodziny w Bamako , a takich jak on sa tysiace.Mial dostatecznie dobre zycie , moze kiedys ktos dal mu przyslowiowa wedke z ktorej skorzystal w pelni.Teraz musi dostac rybe aby przeczekac zawirowania na polnocy Mali .Marzy o powrocie do domu , ktorego nie ma .Wierze , ze kiedys wroci a wtedy ktos musi mu dac wedke aby mogl zaczac lowic ryby .Dzieki Wam i moim przyjaciolom zawsze mam wiele rzeczy do dozdania , zaczelam juz wczoraj choc do domu w Mali mam jeszcze 2 dni drogi.Pozdrawiam wszystkich
OdpowiedzUsuńTrzymamy mocno kciuki za Twój szczęśliwy powrót do afrykańskiego domu i czekamy na dalsze wieści. Przede wszystkim daj proszę znać, na ile sprawdzają się igły-motylki. Powodzenia!
OdpowiedzUsuń