Często
zdarza się, że spędzając w jakimś miejscu tylko chwilę utrwalamy i
rozpowszechniamy naszą subiektywną opinię jako informację obiektywną i
niepodważalną. Nie tak dawno pisałam tutaj entuzjastycznie zresztą o pewnej
książce o Afryce traktującej. Książkę podałam dalej. Do poczytania, do
skomentowania. W tym przypadku szczególnie ciekawiło mnie to drugie. Książkę o
Afryce przekazałam kobiecie, która tam spędza znaczną część swego życia. Znacie
ją. Pojawia się na tym blogu jako Iwona, afrykańska Polka, autorka
publikowanych tu malijskich fotek. Iwona przeczytała Sen pod baobabem. I zasmuciła się najpierw, a potem wkurzała coraz bardziej. W
Mali jest biednie i ciężko zwłaszcza teraz, ale książkowa wizja Mali, a zwłaszcza stolicy
kraju, Bamako, jest zupełnie nie taka, jak jest naprawdę. Miejsca, w których nie
pachnie dobrze znaleźć można wszędzie, wcale do Mali jeździć nie trzeba. W
Bamako są już od dawna drogi, całkiem przyzwoite, a odpowiedni samochód, w zależności od zasobności portfela,
też znaleźć można. Są hotele dobre i takie, których lepiej unikać. Są ludzie,
którym lepiej w drogę nie wchodzić, ale są i tacy, którzy nas jednak „nie
zjedzą”. Nasze paczki wędrują do małej wioski, ale są w Mali miejsca, w których
biedy nie widać, problem w tym, że jedne wyraźnie odcinają się od drugich. Więcej
opowie Wam kiedyś sama Iwona.
P.S.
Przed nami ostatnie 12 godzin głosowania na jeżowy blog, głosy Wasze i Waszych
przyjaciół są teraz decydujące. Liczę na Was i bardzo dziękuję za tak duże
zainteresowanie kłującymi historiami.