poniedziałek, 20 sierpnia 2012
Twórcza dziecięca dekonstrukcja
Wyczerpaliśmy już prawie pomysły na zagospodarowanie wakacyjnego czasu, a tu jeszcze synek przypomniał, że obiecałam mu samodzielne robienie kuchennej mozaiki. Z mojej ostatniej podróży bez dzieci przywiozłam im między innymi książkę o majsterkowaniu, po francusku niestety, ale z dokładną fotograficzną dokumentacją i właśnie od obrazka znalezionego w tej książce się zaczęło. Słowo się rzekło… Umówiliśmy się jednak, że mozaikę stworzymy z tego materiału płytkowego, który już mamy, kompozycja teoretycznie układała się całkiem sensownie: głęboki, elektryczny błękit, kamień polny z brązowymi naciekami i biel. Synek sporządził dokładną listę niezbędnych materiałów uzupełniających i zaczęło się. W sklepie nie zdołałam kupić fugownicy gumowej, tylko pacę ząbkową, jedno i drugie brzmi równie egzotycznie, choć przyznam, że to drugie wydawało mi się narzędziem faktycznie niezbędnym do planowanych „dziecięcych” prac, a tego pierwszego znaleźć w sklepie nie mogłam. Trzeba dokupić fugę, silikon, wiertło do betonu i pistolet do silikonu - dorzucił mój młody człowiek. No i ruszyło. Chłopakom aż oczy się świeciły, gdy przystąpili do fazy pierwszej, czyli tłuczenia płytek. W fazie drugiej chyba przypomniała im się piaskownica, rozrabianie kleju do płytek wiertłem do betonu podłączonym do wiertarki, sprawiało im wyraźnie podobną radość, jak robienie pączków z piasku. Potem małymi łapkami improwizując na całego przylepiali kolorowe kawałki na ścianę, linię graniczną dzieła wydzielając papierową taśmą. Potem faza trzecia – fuga. Konsystencja wyszła nie taka, chyba kopnęli się w proporcjach, ale nic to, konsekwentnie nie wtrącam się i widzę, że jakoś wybrnęli – dosypali jakąś starą fugę, rozjaśniając nieco tym samym planowaną wcześniej tonację tła. I znów zaświeciły im się oczka: popatrz mamo, a teraz wszystko zniknie! I w oka mgnieniu zapaćkali całą powierzchnię wcześniej pieczołowicie wymozajkowaną, z braku wspomnianej ługownicy gumowej uznali, że jedyną metodą będzie pokryć całość narzędziem do nakładania kleju. Gdy fuga wyschła, chłopcy całość szmateczką przetarli i dopiero wtedy pozwolili mi wejść do kuchni. Wyszło rewelacyjnie, a efektem ubocznym ku radości majsterkowiczów był obiad w postaci pizzy, bo dostęp do wszelkich obiadowych ingrediencji i kuchennych utensyliów był znacznie dwudniowo ograniczony.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brawo Chłopaki! Bomba!
OdpowiedzUsuńPrzekażę im, się ucieszą :-)
OdpowiedzUsuńświetne!
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu chłopaków :-)
Usuń