niedziela, 19 lutego 2012

Przywiezione

Znam wiele osób ze słabością do pamiątek z podróży. Zwłaszcza do takich, które szczególnie odwołują się  miejsca, do którego chciałoby się powrócić, a niewielka jest szansa, że tak się zdarzy. Łatwo przywołać klimat odwiedzanych miejsc na przykład naczyniem, w którym piło się coś lokalnego. Herbatę w Japonii, w czarkach odwróconych licem do gościa, któremu ją podajemy, ciepłą sake w małych, krągłych kieliszeczkach, piwo kwak w takich dziwnych, gąsiorowatych szklanko-kieliszkach, czy nasze grzane starotoruńskie w glinianych, wypalanych kubkach.



W ubiegłym roku w górach zdarzyła mi się zabawna kubkowa historia. Akurat w ferie zimowe przypadły moje urodziny. Każde z dzieciaków spędzało ten dzień ze swoją grupą zimowiskową, z wyjątkiem starszego, który był ze mną na nartach. Ale i ten poprosił o samodzielny czas tego dnia. Wieczorem okazało się, że obaj chłopcy nie konsultując się kupili podobne kubki, zrobione jak lustrzane odbicia. Do dziś zarzekają się, że jeden o pomyśle drugiego nie wiedział :-). 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz