piątek, 15 sierpnia 2014

O cydrze



Smaczny napój alkoholowy między winem a piwem. Do kupienia raczej w dobrych sklepach browarniczych niż winiarskich. Co dziwne, musi mieć akcyzę jak wino, w przypadku piwa tego wymogu nie ma, choć procentowo bliżej mu do piwa.
Znany w Polsce od dawna jako jabłecznik ( nie mylić z jabolem), pierwszy raz piłam go dawno temu we Francji, tam częstowano nim nawet dzieci. Polski problem cydrowy polega chyba na tym, właściwie nie wiadomo, kto powinien go produkować.  Sadownicy, którzy mogliby produkować cydr mają ponoć ograniczenia ilościowe, których nie wolno im przekroczyć, a winiarze traktują go raczej z odrobiną pogardy. Ten galimatias wpływa też na cenę, co umacnia pozycję tego trunku na półce dla koneserów i powoduje, że trzeba się go trochę naszukać.
Najdziwniejszą rzeczą, jaką szukając dobrego cydru znalazłam, są cydry smakowe, np. cydr o smaku truskawkowym. Brrr… Jak wino jabłkowe, to niech smakuje jabłkowo, z ewentualną nutą jabłecznych przypraw, po co w to mieszać inne owoce? To tak, jak ser topiony o smaku szynki, brzmi jak opakowanie zastępcze lub wyrób czekoladopodobny, to już było.
Reasumując, w ramach kampanii jabłkowej robimy musy do naleśników, pieczemy szarlotki, pijemy cydr, a gdy będzie chłodniej przestawiamy się na pieczone jabłka z konfiturą z róży. Jeszcze o tym napiszę :-)     

wtorek, 12 sierpnia 2014

Zdrada. Rzecz o miłości



Nieco na przekór tytułowi to rozważania o wielu aspektach dojrzałej i dojrzewającej miłości. Punktem kulminacyjnym jest rzeczywiście zdrada, ale jej rolą w tej powieści, jak sądzę, jest raczej pokazać trwałość relacji między dwojgiem ludzi. Wspierając się biblijną Pieśnią nad Pieśniami Coelho maluje obraz uczuć dwojga małżonków targany kryzysem wynikającym między innymi z upływu lat i z codziennej rutyny. Główna bohaterka, żyjąca w idealnym wydawałoby się związku, doprowadza go niemal do granic wytrzymałości, jakby testując, ile misternie tkana sieć uczuć jest w stanie wytrzymać, zwłaszcza, gdy wplączą się w nią nieprzewidziane w pierwotnym układzie osoby trzecie. Przy okazji bardzo spodobał mi się fragment o jeżach. Na marginesie akcji, jakby mimochodem, bajka opowiedziana dzieciom na dobranoc zawiera w swej treści kwintensencję powieści. Bajkowe jeże zbijały się w gromadkę, by się nawzajem ogrzać i przetrwać czas zabójczego chłodu. Niestety, mając kolce bardzo się nawzajem raniły. Część z nich uznała zatem, że lepiej żyć osobno i w efekcie nie przetrwała chłodów. Inne, nauczyły się żyć ze sobą, mimo zadawanych sobie ran. Uznały bowiem, że „nie sposób uniknąć cierpienia, kiedy jest się z kimś blisko. Najważniejsze było ciepło, które dostawały od swoich towarzyszy.” /P. Coelho, Zdrada, s. 91, wyd. Drzewo Babel 2014/

czwartek, 7 sierpnia 2014

Sezon jabłkowy



Dla niektórych sezon ogórkowy, a dla naszej gromadki, jak niemal co roku, to właśnie sezon jabłkowy jest oznaką wakacyjnej pełni. Najpierw zapach ogrodu – gdy wieczorem maciejka słodko miesza się z floksami, a w tle pobrzmiewa jabłeczna nuta. W pełni zabrzmi dopiero w kuchni, wzmocniona cynamonem i goździkami, w których towarzystwie prażą się letnie odmiany naszych jabłek z przeznaczeniem na naleśnikowe musy. W tym roku jabłonie obrodziły szczególnie, ale też dzieciaki pochłaniają je jakoś łapczywiej, właściwie nie nadążam w wkładaniem owoców do słoików, bo jak tylko wystygną, lądują w dziecięcych paszczach.
Skoro Putin się na polskie jabłka wypiął, tym bardziej będziemy się nimi chlubić. W końcu jesteśmy w „produkcji” jabłek bezkonkurencyjni, nie bez powodu. Te polskie, są wyjątkowo smaczne i zdrowe. Może zamiast Rosjan po nie sięgną nie tylko Chińczycy, ale w ramach unijnej solidarności, także zachodni konsumenci? Wyjdzie im tylko na zdrowie.   


niedziela, 27 lipca 2014

Kobieta niepokorna




W wakacyjnym rozprężeniu pora na lżejsze lektury. Wpadła mi w ręce autobiografia Krystyny Kofty. Słyszałam o tej książce od mojej dobrej znajomej, nie spodziewałam się jednakże, iż w treści odnajdę aż tyle znanych mi osobiście postaci ( od szewca po profesorów) i miejsc. Zapewne przez skromność znajoma nie wspomniała też, jak ciepło i ciekawie przedstawiona jest ona sama ( jako krewna autorki), zwracając moją uwagę głównie na opis jej rodzinnego ogrodu.  „Kobieta zbuntowana. Autobiografia” to rodzaj interesującego portretu na tle zbiorowości, z wyszczególnieniem postaci i opisem miejsc na swój sposób dla autorki magicznych. Odważnym językiem, nazywając rzeczy po imieniu, Kofta nadaje swej biografii szczególną autentyczność, wzmocnioną na dodatek fotografiami z rodzinnych albumów. Jednakże dla osób niezwiązanych z Poznaniem, czy też nieznających innych dzieł wspomnianej autorki, ta książka może okazać się przydługa (ponad 500 stron). Dobra lektura dla wytrwałych lub wtajemniczonych.     

piątek, 25 lipca 2014

Wakacje pod / z psem



Kiedy parę miesięcy temu zobaczyłam w Poznaniu kawiarnię z nalepką z wizerunkiem psa i napisem „wchodzę z tobą” ucieszyłam się, że coś się  wokół zmienia. Jednakże na krótko, kawiarenka dość szybko zniknęła.
Parę dni temu, dzięki harcerskim planom Błękitnego Księcia, udało mi się na chwilę oddalić od zawodowych i domowych obowiązków. A że dziecię wyfrunęło na wybrzeże, to i my postanowiliśmy ze słonecznych dni nad morzem skorzystać. Jednakże, by zbytnio nie wchodzić harcerzom w drogę, być zarazem wystarczająco blisko i odpowiednio daleko, poszukaliśmy lokum w innej nadmorskiej miejscowości. Sęk jednak w tym, że jechał z nami pies. Wielki Pies z grubym futrem. Z niemałym trudem na międzynarodowym portalu turystycznym znalazłam coś przychylnego czworonogom w odpowiedniej odległości od obozowiska chłopców. Niestety, gdy dotarliśmy na miejsce wkurzenie sinusoidalnie mieszało się nam ze zmęczeniem i rezygnacją. Przy niemałej cenie apartament być może odpowiadał naszej psinie, której po podróży było i tak wszystko jedno, byle dalej nie wsadzać jej do bagażnika między walizki. Zdesperowani, poszliśmy na rybną kolację, w miejsce, gdzie psu podają miskę z wodą. Tam nasz pies spotkał innego psa. Ten drugi pies na co dzień pilnował pensjonatu, do którego przenieśliśmy się następnego dnia. Ale matrix – skomentowały dzieci – jakbyśmy zmienili kraj! - dodały. Faktycznie tu wszystko było właśnie takie, jak oczekiwaliśmy – ciche, spokojne, estetycznie dopieszczone w każdym szczególe. Widać, że komuś zależy, by gość, który się tu zatrzyma poczuł się zaopiekowany, a każda rzecz, z której przyjdzie mu skorzystać, czeka właśnie na niego. Szczególne to połączenie – jakość dobrego hotelu i domowe ciepło, zapach świeżego ciasta, rozpływającego się w ustach, a chwilę potem powiew morskiej bryzy. Byliśmy tam dni parę, a wydaje się, że znamy to miejsce od zawsze.    


Wielki Pies i Willa Korfena