Kiedy parę miesięcy temu
zobaczyłam w Poznaniu kawiarnię z nalepką z wizerunkiem psa i napisem „wchodzę z
tobą” ucieszyłam się, że coś się wokół
zmienia. Jednakże na krótko, kawiarenka dość szybko zniknęła.
Parę dni temu, dzięki harcerskim
planom Błękitnego Księcia, udało mi się na chwilę oddalić od zawodowych i
domowych obowiązków. A że dziecię wyfrunęło na wybrzeże, to i my postanowiliśmy
ze słonecznych dni nad morzem skorzystać. Jednakże, by zbytnio nie wchodzić harcerzom
w drogę, być zarazem wystarczająco blisko i odpowiednio daleko, poszukaliśmy
lokum w innej nadmorskiej miejscowości. Sęk jednak w tym, że jechał z nami
pies. Wielki Pies z grubym futrem. Z niemałym trudem na międzynarodowym portalu
turystycznym znalazłam coś przychylnego czworonogom w odpowiedniej odległości od
obozowiska chłopców. Niestety, gdy dotarliśmy na miejsce wkurzenie sinusoidalnie
mieszało się nam ze zmęczeniem i rezygnacją. Przy niemałej cenie apartament być
może odpowiadał naszej psinie, której po podróży było i tak wszystko jedno,
byle dalej nie wsadzać jej do bagażnika między walizki. Zdesperowani, poszliśmy
na rybną kolację, w miejsce, gdzie psu podają miskę z wodą. Tam nasz pies spotkał
innego psa. Ten drugi pies na co dzień pilnował pensjonatu, do którego
przenieśliśmy się następnego dnia. Ale
matrix – skomentowały dzieci – jakbyśmy
zmienili kraj! - dodały. Faktycznie tu wszystko było właśnie takie, jak
oczekiwaliśmy – ciche, spokojne, estetycznie dopieszczone w każdym szczególe. Widać,
że komuś zależy, by gość, który się tu zatrzyma poczuł się zaopiekowany, a każda
rzecz, z której przyjdzie mu skorzystać, czeka właśnie na niego. Szczególne to
połączenie – jakość dobrego hotelu i domowe ciepło, zapach świeżego ciasta,
rozpływającego się w ustach, a chwilę potem powiew morskiej bryzy. Byliśmy tam
dni parę, a wydaje się, że znamy to miejsce od zawsze.
Wielki Pies i Willa Korfena |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz