Smaczny napój
alkoholowy między winem a piwem. Do kupienia raczej w dobrych sklepach browarniczych
niż winiarskich. Co dziwne, musi mieć akcyzę jak wino, w przypadku piwa tego wymogu
nie ma, choć procentowo bliżej mu do piwa.
Znany w Polsce
od dawna jako jabłecznik ( nie mylić z jabolem), pierwszy raz piłam go dawno
temu we Francji, tam częstowano nim nawet dzieci. Polski problem cydrowy polega
chyba na tym, właściwie nie wiadomo, kto powinien go produkować. Sadownicy, którzy mogliby produkować cydr mają
ponoć ograniczenia ilościowe, których nie wolno im przekroczyć, a winiarze
traktują go raczej z odrobiną pogardy. Ten galimatias wpływa też na cenę, co umacnia pozycję
tego trunku na półce dla koneserów i powoduje, że trzeba się go trochę naszukać.
Najdziwniejszą
rzeczą, jaką szukając dobrego cydru znalazłam, są cydry smakowe, np. cydr o
smaku truskawkowym. Brrr… Jak wino jabłkowe, to niech smakuje jabłkowo, z
ewentualną nutą jabłecznych przypraw, po co w to mieszać inne owoce? To tak,
jak ser topiony o smaku szynki, brzmi jak opakowanie zastępcze lub wyrób czekoladopodobny,
to już było.
Reasumując, w
ramach kampanii jabłkowej robimy musy do naleśników, pieczemy szarlotki, pijemy
cydr, a gdy będzie chłodniej przestawiamy się na pieczone jabłka z konfiturą z róży. Jeszcze o tym napiszę :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz