Nasza Yuma von Certoria zabiegiem ratującym
życie utraciła właśnie resztki swojej wystawowej szlachetności. Z resztą, z naszego założenia,
miała być opiekunką domowników, wystawowi rodzice tylko budzili w nas
pewien wyrzut sumienia za marnowane geny, jakoś nie wyobrażałam sobie siebie z
nią na wybiegu, ani tym bardziej w staraniach o tzw. dobre krycie. Nasza « niedźwiedzica »
od zawsze była od i do tulenia domowników i przyjaciół domu, ewentualnie od
warczenia na tych, którzy nasz spokój zakłócają. Operacja się powiodła,
dzisiejsza kontrola potwierdziła, że psiak jest w świetnej formie, na dodatek
zachowuje się zawadiacko, brykając i zaczepiając do zabawy jak za dawnych szczenięcych
lat.
Kociak natomiast zaczął biegać z
pęcherzem, niemal jak w przysłowiu, tylko że siusia jakoś dziwnie. Znów wet,
leki i zagadka, gdzie przyczyna prawdziwa kocich dolegliwości. Być może
kamienie nerkowe, być może coś innego. Nadal nie wiemy, a wyniki nieciekawe.
Jeszcze jeż całkiem dobrze się ma, choć
niekiedy z zimna się trzęsie, gdy spod lampy grzewczej wylezie prosto na szklaną
taflę terrarium, rozgrzebie trociny i tam zaśnie. Łapki ma wtedy takie
zimniuteńkie, więc ląduje na ... termoforze, po czym, już rozgrzany, tradycyjnie
zaczyna mieć nas w nosie, tym jego szpiczastym i pomarszczonym jakby lat miał
więcej niż cała reszta jeża.
Najdziwniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że
te zwierzaki jakoś nawzajem wyczuwają, kiedy z którymś z nich jest coś nie tak –
są wtedy dla siebie jakieś bardziej wyrozumiałe i jakby pocieszające się nawzajem. Jakby empatii
miały więcej niż niektórzy ludzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz