środa, 19 grudnia 2012

Opowieść przedwigilijna


Był zimny i wilgotny wieczór. Grudzień, ale chwilowo jesienny, z przenikliwym dokuczliwym chłodem i mgłami znikającymi wszystko wokół. Przy przejściu dla pieszych dreptała w miejscu elegancka staruszka w szarym kapelusiku. Drobniutka i skulona czujnie czekała na moment kiedy trzeba będzie zebrać się w sobie i pokonać szeroką jezdnię przy krótkotrwałym zielonym świetle. Udało się. Przeszła. Chwilę później widzę ją jak krąży między samochodami tankującymi na pobliskiej stacji benzynowej. Wygląda jakby coś zgubiła lub kogoś szukała.     

                                 Minęły dwa dni. W kawiarnianym kąciku na stacji benzynowej dwoje pracowników pochyla się nad kimś cichutko szlochającym. Na krześle widzę „znajomą” staruszkę, ma czerwone od łez oczy, jest wzruszona. Pracownicy się oddalają, żegnając staruszkę ciepło. Chwilę potem do drobinki w szarym kapelusiku podchodzi młody człowiek, wkłada staruszce niebieski banknot do ręki i odchodzi szybko. Staruszka znów się wzrusza, ale twarz ma coraz bardziej promienną. Woła w moim kierunku – proszę pani, może mi pani pomóc? – Odwracam się ku niej i pytam w czym pomóc mogę. –Dobrzy ludzie  zostawili mi prezent od Mikołaja, ale ja niedowidzę i nie wiem, ile to jest – zapytała pokazując mi banknoty. Gdy odpowiedziałam na jej pytanie, ona  westchnęła cicho i radośnie – jacy oni dobrzy, dobrzy są ludzie

                                 Może tak właśnie wygląda dzisiaj dodatkowe nakrycie dla „niespodziewanego gościa” przy wigilijnym stole? Nie pusty talerz spychany na brzegi stołu, by zmieściły się wszystkie potrawy, bo gość przecież i tak nigdy nie przychodzi, a jakby przyszedł to go nikt nie wpuści, bo przecież nieznajomy… Może warto nosić w kieszeni symboliczne dwa złote nie do sklepowego wózka, ale na bułkę dla staruszki w szarym kapelusiku…        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz