Był
zimny i wilgotny wieczór. Grudzień, ale chwilowo jesienny, z przenikliwym
dokuczliwym chłodem i mgłami znikającymi wszystko wokół. Przy przejściu dla
pieszych dreptała w miejscu elegancka staruszka w szarym kapelusiku. Drobniutka
i skulona czujnie czekała na moment kiedy trzeba będzie zebrać
się w sobie i pokonać szeroką jezdnię przy krótkotrwałym zielonym świetle.
Udało się. Przeszła. Chwilę później widzę ją jak krąży między samochodami tankującymi
na pobliskiej stacji benzynowej. Wygląda jakby coś zgubiła lub kogoś szukała.
Minęły dwa dni.
W kawiarnianym kąciku na stacji benzynowej dwoje pracowników pochyla się nad
kimś cichutko szlochającym. Na krześle widzę „znajomą” staruszkę, ma czerwone
od łez oczy, jest wzruszona. Pracownicy się oddalają, żegnając staruszkę
ciepło. Chwilę potem do drobinki w szarym kapelusiku podchodzi młody człowiek,
wkłada staruszce niebieski banknot do ręki i odchodzi szybko. Staruszka znów
się wzrusza, ale twarz ma coraz bardziej promienną. Woła w moim kierunku – proszę pani, może mi pani pomóc? –
Odwracam się ku niej i pytam w czym pomóc mogę. –Dobrzy ludzie zostawili mi
prezent od Mikołaja, ale ja niedowidzę i nie wiem, ile to jest – zapytała pokazując
mi banknoty. Gdy odpowiedziałam na jej pytanie, ona westchnęła cicho i radośnie – jacy oni dobrzy, dobrzy są ludzie…
Może tak
właśnie wygląda dzisiaj dodatkowe nakrycie dla „niespodziewanego gościa” przy
wigilijnym stole? Nie pusty talerz spychany na brzegi stołu, by zmieściły się wszystkie
potrawy, bo gość przecież i tak nigdy nie przychodzi, a jakby przyszedł to go
nikt nie wpuści, bo przecież nieznajomy… Może warto nosić w kieszeni
symboliczne dwa złote nie do sklepowego wózka, ale na bułkę dla staruszki w
szarym kapelusiku…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz