Mamo, coraz niebezpieczniejsza się staje nasza
Europa - zauważyła Złotowłosa analizując docierające zdecydowanie za
często ostatnimi czasy informacje o zamachach. Szczególnie zaniepokoiły ją te
we Francji i w Niemczech, zdarzyły się w przestrzeni bliskiej i znanej, a
przede wszystkim wydawałoby się, stabilnej i bezpiecznej.
Tak się składa, że do wakacyjnej walizki
lekturowej, czyli niezastąpionego czytnika wrzuciłam ostatnio książkę Katarzyny
Boni, Ganbare! Warsztaty umierania.
Brzmi ponuro i bynajmniej nie wakacyjnie, ale jak się bliżej przyjrzeć, a
najlepiej przeczytać, jest w tym głęboki związek. Skorygowaliśmy nasze plany
wakacyjne na miejsce wypoczynku wybierając tereny o jak najmniejszym ryzyku,
jeśli przyjąć, że takie jeszcze są, potem uznaliśmy, że przecież nie można dać
się zwariować i pamiętać trzeba, że życie toczy się dalej. Skoro raz bardzo
blisko otarłam się o zamach terrorystyczny we Francji, Gambare tym bardziej
mnie zainteresowało, ale nie jako ars
moriendi, lecz raczej jako sztuka przetrwania po katastrofie. Ganbare. Warsztaty umierania na początek
skojarzyłam z japońskim filmem Okuribito
( w polskich kinach onegdaj jako „Pożegnania”) traktującym m. in. o obrzędach
pogrzebowych w Japonii. Ganbare… to raczej
opis próby oswojenia rzeczywistości po katastrofie, która przydarzyła się w
kraju, wydawać by się mogło przywykłym i przygotowanym na zaskakujące zjawiska
zmieniające bieg ludzkiego żywota. W 2011r. te zjawiska były jednak szczególne
i zaskoczyły ludzi nawet najbardziej doświadczonych, a ich ślady rok później
odnaleziono na …Alasce. Sposobem na ucieczkę przed bólem po katastrofie dla
Japończyków było między innymi nazywanie losowych okropności słowami z obcego
języka, jakby wydarzenie określone w innej rzeczywistości językowej było mniej
bolesne i bardziej odległe, stwarzało pozornie bezpieczny dystans pozwalający
oswoić się z tym, co niewyobrażalne.
Gdy w 2011r. śledziłam relacje mediów z Japonii, pamiętam,
jak zdumiewał spokój, opanowanie i perfekcyjna organizacja Japończyków w
obliczu żywiołu. Czas pokazał, że siły i działania żywiołu nigdy przewidzieć
się nie da (por. http://voila-be.blogspot.com/2012/03/japonska-apokalipsa-rok-pozniej.html),
człowiekowi pozostaje pokora i poczucie własnej omylności.
Dziś, gdy w Europie dzieje się tyle
nieprzewidywalnych tragedii, związanych chociażby z zamachami terrorystycznymi,
warto sięgnąć do doświadczeń japońskich, podpatrzeć, jak tam leczy się rany
duszy po stracie. Jednym ze sposobów jest oczyszczające ponarzekanie,
wyrzucenie z siebie żalu, smutku i rozpaczy. Wtedy można żyć dalej, jest jakoś
lżej. Po Paryżu i Nicei, po zamachach w Niemczech chciałoby się powiedzieć: Ganbare,
Europo! Trzymaj się, dasz radę!