Moja planowana Norwegia skończyła się w książkach. Jak mawiają starzy Chińczycy - nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Kolejna podróż z inną perspektywą widzenia europejskiej rzeczywistości oddaliła się na czas bliżej nieokreślony. Pozostało sięgnąć do tego, co o Norwegii napisano. Na początek Tyrmand. Potem inni, ale o tym później.
Był rok 1944. Kolejny rok wojennej
zawieruchy. Czas niepewności, okrucieństwa i grozy. Czas, w którym ocaleniu
szczególnie sprzyja inwencja, spryt i odwaga. Przede wszystkim jednak przydaje
się fart. Tyrmand, poznawszy oblicze wojny w różnych barwach kulturowych, usiłuje
przedostać się z Niemiec do Szwecji. Trafia do Norwegii. Najpierw do
deszczowego Bergen, potem, przypadkiem do Stavanger. Figle losu sprawiają, że
wciąż nie dociera tam, gdzie pierwotnie planował, lecz dzięki temu udaje mu się
przeżyć. Nie zdąża na okręt szpitalny Tubingen,
a ten chwilę potem tonie storpedowany przez Anglików. W najmniej spodziewanych
miejscach spotyka sprzymierzeńców, którzy ratują mu skórę. Miał czujnego anioła
stróża i znakomite pióro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz