poniedziałek, 16 czerwca 2014

Gdy tygrys czai się do skoku



Kiedy dwa lata temu w Paryżu natknęłam się na Le Figaro wydane po chińsku, nieco mnie to zaniepokoiło. Nie jest to przecież jakaś niszowa chińska gazeta dla Chińczyków, tylko narodowy dziennik francuski wydany ni stąd, ni zowąd po chińsku. Pisząc ostatnio artykuł o tożsamości migrantów natknęłam się na wyraźnie odczuwalną na Czarnym Lądzie obecność chińskiego kapitału w Afryce. A że ostatnio miałam przyjemność pomagać studentom sinologii w badaniach dedykowanych chińskiej kulturze, ta wszechobecność Chin w świecie zaniepokoiła mnie jeszcze bardziej. Jeśli stanie się tak, jak prognozuje Marcin Jacoby ( por GW 7-8 VI, 2014, Świat po pekińsku. Czas się bać) już wkrótce Chinom uda się narzucić swoje standardy światu. By zrozumieć ten niepokój wystarczy posłuchać głosu Liao Yiwu, który w zbiorze reportaży tym razem poświęconych chrześcijaństwu w Chinach, pokazuje jak nietolerancyjna i zamknięta na inność jest kultura Państwa Środka. W „Bóg jest czerwony. Opowieść o tym, jak chrześcijaństwo przetrwało i rozkwitło w komunistycznych Chinach” mamy obraz jednoznacznie niereligijnie ukierunkowanych Chin, gdzie każde odstępstwo od straszącego nadal ducha Mao i jego doktryny jest wykroczeniem i winno być piętnowane, bądź podporządkować się pseudo religii kontrolowanej przez partię w postaci Chińskiego Chrześcijańskiego Patriotycznego Ruchu Trzech Samodzielności lub Patriotycznego Stowarzyszenia Katolików Chińskich. Na dodatek, 1 czerwca 2014 w Chinach weszła w życie ustawa kremacyjna. Wielu staruszków odbierało sobie życie, by zdążyć do trumny, nim zostanie zastąpiona urną.  W tradycji chińskiej ogromną wagę przywiązywano do klasycznego pochówku zmarłych, bowiem to, gdzie i jak spoczną przodkowie, wpływa bezpośrednio na losy jego potomków[1]. Jeśli rządy nad światem przejmie państwo oparte na ślepej wierze w „przewodniczących”, na dodatek samoniszczące dorobek tak starej przecież tradycji w imię „dobra narodu”, państwo, które przez politykę jednego dziecka wyhodowało sobie pokolenie niesamodzielnych „małych cesarzy” i zachwiało demografią, a ekologię podporządkowuje krótkowzrocznej ekonomii, jak będzie wyglądał świat, w którym  „Chińczyki trzymają się mocno”? Oby szybko znalazł się ktoś, kto powstrzyma tygrysa zanim ten poczyni nieodwracalne szkody nie tylko na swoim terytorium… 
 Na razie rękę na pulsie trzymają między innymi USA. O uspokajających staraniach dyplomatycznych i nie tylko można poczytać (wskazane zwłaszcza dla sinologów) w bardzo ciekawej publikacji Henry Kissingera O Chinach, traktującej o wyjątkowości Chin, o negatywnym długofalowym wpływie rewolucji kulturalnej na tożsamość chińskiego narodu i innych zjawiskach, które dotyczą szczególnie Państwa Środka.



[1][1] Pisał o tym obszerniej wspomniany Liao Yiwu, w zbiorku  Prowadzący umarłych, wątek też podjął Wenguang Huang w tomie Strażnik trumny, o obu publikacjach pisałam tu wcześniej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz