piątek, 13 czerwca 2014

Barbarzyńca w moim ogrodzie



Zniknęłam stąd na czas dłuższy za kotarą książek (relacje z lekturowych podróży niebawem),  wciągnął mnie też na długo demon codzienności. Ale już wracam do pisania, także o tym, co przeczytałam. Ale najpierw opowiem Wam, co w moim ogrodzie… Bo tam, gdzie dotąd dawałam upust mojej biofilii i ładowałam akumulatory, ktoś mi się bezpardonowo władował i to do dwóch ogrodów na raz, i tego miejskiego, i tego pod lasem. Brrr!   
Czasem mam wrażenie, że niektórym dobrze zrobiłyby przymusowe wakacje w Japonii. Nie ma co prawda gwarancji, że kilkudniowy pobyt w kraju kwitnącej wiśni załatwi to, co Japończykom dała honorowa tradycja samurajów i obcinanie rąk za naruszenie czyjejś własności. Jak już wspomniałam,  w tym roku barbarzyńca zaatakował na dwóch frontach jednocześnie – w przestrzeni miejskiej, ograniczonej wydawać by się mogło prawem własności, które należy respektować  i wiejsko-leśnej, gdzie jak się okazuje, rządzą jeszcze inne nieprzewidywalne prawa. W przestrzeni naszego miejskiego ogródka nagle i niespodziewanie nastąpiła ingerencja nożycorękiego „życzliwego” sąsiada usiłującego bez uprzedzenia poprawić to, co moje dziecię z ogrodniczym zacięciem wytrwale i z sukcesem pielęgnowało.  A tu ciach! – przyszedł sąsiad i „wyrównał”!
 Zostawiliśmy w mieście sąsiada z widokiem na nasz żałosny żywopłot i wyjechaliśmy tam, gdzie ptaki, czyste powietrze, woda i las, no i przede wszystkim nasz domeczek omieciony po zimie z ogródkiem włącznie, gotowy na wakacyjne nicnierobienie. A tu masz – tym razem wszechwładna bogini Enea targnęła się pilarką na nasze sędziwe i misternie uformowane kuliste głogi. Wypielęgnowane korony do niedawne pokryte różowymi koszyczkami kwiatów zamieniły się w demoniczne kikuty. Mieliśmy zielono-różowy ekran akustyczny chroniący przed kurzem z pobliskiej drogi, mamy słupy totemiczne, na których tylko brak logo z napisem „ Enea”.
Nadal tylko nie wiem, w jaki sposób takim sytuacjom zapobiec w przyszłości…         
Na pocieszenie, w środku ogrodu na jabłoni znaleźliśmy ptasie gniazdo, zamieszkałe przez kilka głodnych dzióbków, miejmy nadzieję, że uchowają się przed naszym kotem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz