Zniknęłam stąd
na czas dłuższy za kotarą książek (relacje z lekturowych podróży niebawem), wciągnął mnie też na długo demon codzienności.
Ale już wracam do pisania, także o tym, co przeczytałam. Ale najpierw opowiem
Wam, co w moim ogrodzie… Bo tam, gdzie dotąd dawałam upust mojej biofilii i ładowałam
akumulatory, ktoś mi się bezpardonowo władował i to do dwóch ogrodów na raz, i
tego miejskiego, i tego pod lasem. Brrr!
Czasem mam
wrażenie, że niektórym dobrze zrobiłyby przymusowe wakacje w Japonii. Nie ma co
prawda gwarancji, że kilkudniowy pobyt w kraju kwitnącej wiśni załatwi to, co
Japończykom dała honorowa tradycja samurajów i obcinanie rąk za naruszenie
czyjejś własności. Jak już wspomniałam, w tym roku barbarzyńca zaatakował na dwóch
frontach jednocześnie – w przestrzeni miejskiej, ograniczonej wydawać by się
mogło prawem własności, które należy respektować i wiejsko-leśnej, gdzie jak się okazuje,
rządzą jeszcze inne nieprzewidywalne prawa. W przestrzeni naszego miejskiego
ogródka nagle i niespodziewanie nastąpiła ingerencja nożycorękiego „życzliwego”
sąsiada usiłującego bez uprzedzenia poprawić to, co moje dziecię z ogrodniczym
zacięciem wytrwale i z sukcesem pielęgnowało. A tu ciach! – przyszedł sąsiad i „wyrównał”!
Zostawiliśmy w mieście sąsiada z widokiem na
nasz żałosny żywopłot i wyjechaliśmy tam, gdzie ptaki, czyste powietrze, woda i
las, no i przede wszystkim nasz domeczek omieciony po zimie z ogródkiem włącznie,
gotowy na wakacyjne nicnierobienie. A tu masz – tym razem wszechwładna bogini Enea
targnęła się pilarką na nasze sędziwe i misternie uformowane kuliste głogi.
Wypielęgnowane korony do niedawne pokryte różowymi koszyczkami kwiatów zamieniły
się w demoniczne kikuty. Mieliśmy zielono-różowy ekran akustyczny chroniący przed
kurzem z pobliskiej drogi, mamy słupy totemiczne, na których tylko brak logo z
napisem „ Enea”.
Nadal tylko
nie wiem, w jaki sposób takim sytuacjom zapobiec w przyszłości…
Na pocieszenie, w środku ogrodu na jabłoni znaleźliśmy ptasie gniazdo, zamieszkałe przez kilka głodnych dzióbków, miejmy nadzieję, że uchowają się przed naszym kotem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz