Wbrew nazwie nie będzie to tekst
o bożonarodzeniowych dekoracjach roślinnych okraszonych światełkami. Jeszcze nie.
Nim bowiem wkręciliśmy się w spiralę przedświątecznej krzątaniny zdarzył się
mały wypadek - upadek. Złotowłosa niefortunnie na lód spadła na łyżwach
jeżdżąc, a potem był już tylko tydzień medycznej bieganiny, zakończony gipsem
po łokieć u najmłodszej, utykaniem Błękitnego Księcia, zapaleniem zatok u
piszącej te słowa i szmerami nad sercem u pierwotnego (do analizy
diagnostycznej w czasie najbliższym).
Ale wróćmy do „zielonej gałązki”.
Poetycko brzmiąca nazwa to właśnie robocze medyczne określenie tego, co
przytrafiło się Złotowłosej. Dość elastyczna u dzieci kość łamie się z jednej
strony i nie narusza okostnej, zupełnie jak w sytuacji, gdy nadłamiemy młody
wiosenny pęd, który po usztywnieniu zrasta się i przekształca w silną i zdrową
gałąź. U dorosłych niestety jest „chrup” i „ładny gips” – kości z wiekiem stają
się łamliwe i kruche, jak suche gałęzie. Uziemiona chwilowo w domu Złotowłosa znalazła
teatralne zastosowanie swojej zagipsowanej łapki – fotka poniżej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz