Zapowiadał się tradycyjny
wigilijny wieczór, z tradycyjnym już szpitalnym przedświątecznym poślizgiem.
Pośpiech, niedoczas, praca do ostatniej przedwigilijnej chwili, w której już
trzeba pomyśleć tylko o zbliżającym się wieczorze, bo krasnoludki jakoś nie
chcą człowieka wyręczyć. Nieodebrane telefony, sms-y, maile, niewysłane życzenia
i przedświąteczny kuchenny rozgardiasz. W końcu kulinarna część świątecznych
przygotowań opanowana, pora udekorować stół, choinką na szczęście wcześniej
zajęły się dzieci. Nagle któreś z nich pyta: „a co będzie, gdy do domu zapuka niespodziewany
gość? Mamy nakrycie dla gościa… „ I
nagle mnie olśniło! Bliska mi osoba wspomniała na przedświątecznej kawie, że tegoroczne
Święta spędza sama w domu, i że choć wielu ją namawiało, by dała się
świątecznie zaprosić, odmawiała zasłaniając się zmęczeniem i potrzebą samotnej
ciszy. Zadzwoniłam do niej. Święta świętami, ale wigilia ? Tak samotnie, gdy
prawie w każdym domu stawia się dodatkowe nakrycie? Dała się przekonać i
przyjechała. Było miło, wigilijnie jakoś bardziej świątecznie niż zwykle. Może
dlatego, że po raz pierwszy wigilijny talerz „dla gościa” nie pozostał
niewykorzystany?
Wszystkim wiernym i przypadkowym Czytelnikom tego bloga życzę prawdziwie
świątecznego Bożego Narodzenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz