Złotowłosa obudziła się dziś bardzo
podekscytowana: - Mamo, mamo, muszę ci
szybko opowiedzieć mój sen! – I nim zdążyłam się przebudzić na dobre, sama
nie wiedząc, czy mi się to jeszcze śni, czy już dzieje się tu i teraz, mała trajkotała
już jak najęta: Mamo, mamo, spotkałam
dziś moją starszą siostrę, miała ciemne kręcone włosy jak ty i duże niebieskie
oczy. Spotkałam ją na spacerze, chciałam ci ją pokazać, ale ona przed drzwiami
zniknęła, a ja się obudziłam…
Jeszcze niedawno zastanawiałam się,
jak i kiedy powiedzieć dzieciom, że miały jeszcze starszą siostrę, jednakże
przy jednym z rodzinnych pogrzebów zorientowałam się, że dzieci zdecydowanie
łatwiej niż dorośli radzą sobie z problemem śmierci, łatwiej ją oswajają i przeżywają
inaczej. Wtedy postanowiłam, że winna im jestem pewną szczególną rodziną, dla
mnie bardzo niełatwą, opowieść. Ta opowieść od czasu do czasu powraca w
pytaniach od dzieci, na ile potrafię staram się ją objaśniać.
Nie da się wymazać z pamięci
istot, które były nam bliskie i pozostaną w nas i z nami na zawsze, nawet jeśli
odeszły dawno i „daleko”.
W meksykańskiej kulturze święto
zmarłych to święto pogodne, to czas, kiedy zmarli przychodzą do nas, by z góry
spojrzeć na nasz ziemski padół i pewnie z politowaniem patrzą na nasze
przyziemne problemy. Właśnie 1
listopada, według meksykańskich wierzeń, dusze zmarłych dzieci powracają do
swych domów na ziemi, 2 listopada to dzień powrotu dusz ludzi dorosłych. Ważne,
by w tych dniach znaleźć chwilę na refleksję, wspomnienia i medytację dedykowane tym, którzy od nas
odeszli. I w Polsce, i w Meksyku te dni są bardzo kolorowe – na polskich
cmentarzach feeria kwiatów, głównie chryzantem i zniczy, na nekropoliach meksykańskich - kwiatów, szczególnie aksamitek, i słodyczy,
często w formie kościotrupów, by na słodko oswoić nieuniknioną śmierć.
W obu kulturach jeszcze parę dni
potrwają obchody Día de los muertos, w Meksyku – to powaga
radosnego obrzędu, w Polsce – gdy widzę ni z tego ni z owego pod cmentarzem
pierniki i obwarzanki, ( a czasem, o zgrozo – kiełbaski!) – to raczej wygląda niestety
na kpiny z poważnej tradycji...