Był ciepły jesienny wieczór. Czytałam "Uległość" Houellebecqa, fragment o motywie Kasandry. Rozmyślałam o styczniowych wydarzeniach w Charlie Hebdo, gdy z lektury wyrwał mnie Pierworodny alarmując o paryskich atakach. Świat z lektury się nagle urzeczywistnił. Śledziliśmy do późna France 24 coraz bardziej zdając sobie sprawę, jak bardzo celne były to ataki. Trafiły w samą duszę Paryża. W jego weekendową otwartość na tzw. sortie, czyli szeroko rozumiane "wyjścia". W momencie, gdy w Dunkierce zwykła kafejka zamienia się w kafejkę dla imigrantów, gdzie ci czują się wreszcie przywróceni do człowieczeństwa i traktowani jak ludzie, Paryż zostaje trafiony w samo serce, w jego istotę wolności spędzania czasu w przestrzeni publicznej, w to, czego polskim ulicom tak bardzo brakuje. Francja zamknęła granice, oby Paryż nie zamknął swych ulic dla codzienności - z kafejkami na chodnikach, bukinistami nad Sekwaną, z piknikowaniem na trawnikach. Nastał ciężki czas dla nobliwej damy, jaką był dotąd wierny sobie Paryż.
sobota, 14 listopada 2015
Paryż płacze
Był ciepły jesienny wieczór. Czytałam "Uległość" Houellebecqa, fragment o motywie Kasandry. Rozmyślałam o styczniowych wydarzeniach w Charlie Hebdo, gdy z lektury wyrwał mnie Pierworodny alarmując o paryskich atakach. Świat z lektury się nagle urzeczywistnił. Śledziliśmy do późna France 24 coraz bardziej zdając sobie sprawę, jak bardzo celne były to ataki. Trafiły w samą duszę Paryża. W jego weekendową otwartość na tzw. sortie, czyli szeroko rozumiane "wyjścia". W momencie, gdy w Dunkierce zwykła kafejka zamienia się w kafejkę dla imigrantów, gdzie ci czują się wreszcie przywróceni do człowieczeństwa i traktowani jak ludzie, Paryż zostaje trafiony w samo serce, w jego istotę wolności spędzania czasu w przestrzeni publicznej, w to, czego polskim ulicom tak bardzo brakuje. Francja zamknęła granice, oby Paryż nie zamknął swych ulic dla codzienności - z kafejkami na chodnikach, bukinistami nad Sekwaną, z piknikowaniem na trawnikach. Nastał ciężki czas dla nobliwej damy, jaką był dotąd wierny sobie Paryż.
wtorek, 10 listopada 2015
Jeże, hemofilia i Afryka
Wszystko zaczęło się od zmarzniętej
Krystynki. Za oknem raz było ciepło, raz zimno, piec CO wariował, termostat
razem z nim. Nim się spostrzegliśmy temperatura w terrarium jeżynki spadła
wydawało się odrobinę, ale chyba dość odczuwalnie dla stworzonka rodem z
Afryki. Nasza pigmejka zaczęła się kulić, trząść i wtulać w kogo popadło, aż w
końcu nie chciała opuścić mojej kołdry. Tak więc przygotowując wykład o zderzeniu
chrześcijaństwa z islamem rozgrzewałam jeża, by jego lodowate łapki nabrały względnej
ciepłoty. Gdy Christina się rozgrzała, już lampa grzewcza zaczęła jej wystarczać, zwierzątko się na mnie kolczasto
wypięło, zaczęło fukać i prychać dając jasno do zrozumienia, że mam dać mu
spokój.
Zostawiłam "okolczaczonego", nadętego jeża i
pojechałam na spotkanie z hemofilią, czytaj: na Bardzo Ważne Zebranie,
przypadkiem opowiedziałam w kuluarach o hibernującej się jeżynce. No i przy tej okazji dowiedziałam
się, że igły do zastrzyków, których zawsze nam sporo zostaje możemy wysyłać do
ośrodka rehabilitacji jeży w w Kłodzku: Jerzy dla jeży lub do Afryki,
tym razem za pośrednictwem misjonarzy z Redemptoris Missio, którzy zrobią z nich medyczny użytek.
W Redemptoris Missio dowiedziałam się o
bardzo ciekawym projekcie : « Chata Medyka », którym na pewno
warto się zainteresować. Wrócę do tego niebawem, na razie więcej zobaczyć można tu:
Subskrybuj:
Posty (Atom)