W wakacyjnym rozprężeniu pora na
lżejsze lektury. Wpadła mi w ręce autobiografia Krystyny Kofty. Słyszałam o tej
książce od mojej dobrej znajomej, nie spodziewałam się jednakże, iż w treści odnajdę
aż tyle znanych mi osobiście postaci ( od szewca po profesorów) i miejsc. Zapewne
przez skromność znajoma nie wspomniała też, jak ciepło i ciekawie przedstawiona
jest ona sama ( jako krewna autorki), zwracając moją uwagę głównie na opis jej rodzinnego ogrodu. „Kobieta zbuntowana. Autobiografia” to rodzaj interesującego
portretu na tle zbiorowości, z wyszczególnieniem postaci i opisem miejsc na swój
sposób dla autorki magicznych. Odważnym językiem, nazywając rzeczy po imieniu,
Kofta nadaje swej biografii szczególną autentyczność, wzmocnioną na dodatek
fotografiami z rodzinnych albumów. Jednakże dla osób niezwiązanych z Poznaniem,
czy też nieznających innych dzieł wspomnianej autorki, ta książka może okazać
się przydługa (ponad 500 stron). Dobra lektura dla wytrwałych lub wtajemniczonych.
niedziela, 27 lipca 2014
piątek, 25 lipca 2014
Wakacje pod / z psem
Kiedy parę miesięcy temu
zobaczyłam w Poznaniu kawiarnię z nalepką z wizerunkiem psa i napisem „wchodzę z
tobą” ucieszyłam się, że coś się wokół
zmienia. Jednakże na krótko, kawiarenka dość szybko zniknęła.
Parę dni temu, dzięki harcerskim
planom Błękitnego Księcia, udało mi się na chwilę oddalić od zawodowych i
domowych obowiązków. A że dziecię wyfrunęło na wybrzeże, to i my postanowiliśmy
ze słonecznych dni nad morzem skorzystać. Jednakże, by zbytnio nie wchodzić harcerzom
w drogę, być zarazem wystarczająco blisko i odpowiednio daleko, poszukaliśmy
lokum w innej nadmorskiej miejscowości. Sęk jednak w tym, że jechał z nami
pies. Wielki Pies z grubym futrem. Z niemałym trudem na międzynarodowym portalu
turystycznym znalazłam coś przychylnego czworonogom w odpowiedniej odległości od
obozowiska chłopców. Niestety, gdy dotarliśmy na miejsce wkurzenie sinusoidalnie
mieszało się nam ze zmęczeniem i rezygnacją. Przy niemałej cenie apartament być
może odpowiadał naszej psinie, której po podróży było i tak wszystko jedno,
byle dalej nie wsadzać jej do bagażnika między walizki. Zdesperowani, poszliśmy
na rybną kolację, w miejsce, gdzie psu podają miskę z wodą. Tam nasz pies spotkał
innego psa. Ten drugi pies na co dzień pilnował pensjonatu, do którego
przenieśliśmy się następnego dnia. Ale
matrix – skomentowały dzieci – jakbyśmy
zmienili kraj! - dodały. Faktycznie tu wszystko było właśnie takie, jak
oczekiwaliśmy – ciche, spokojne, estetycznie dopieszczone w każdym szczególe. Widać,
że komuś zależy, by gość, który się tu zatrzyma poczuł się zaopiekowany, a każda
rzecz, z której przyjdzie mu skorzystać, czeka właśnie na niego. Szczególne to
połączenie – jakość dobrego hotelu i domowe ciepło, zapach świeżego ciasta,
rozpływającego się w ustach, a chwilę potem powiew morskiej bryzy. Byliśmy tam
dni parę, a wydaje się, że znamy to miejsce od zawsze.
Wielki Pies i Willa Korfena |
Subskrybuj:
Posty (Atom)