Kiedy dwa lata temu w Paryżu natknęłam
się na Le Figaro wydane po chińsku,
nieco mnie to zaniepokoiło. Nie jest to przecież jakaś niszowa chińska gazeta
dla Chińczyków, tylko narodowy dziennik francuski wydany ni stąd, ni zowąd po
chińsku. Pisząc ostatnio artykuł o tożsamości migrantów natknęłam się na
wyraźnie odczuwalną na Czarnym Lądzie obecność chińskiego kapitału w Afryce. A
że ostatnio miałam przyjemność pomagać studentom sinologii w badaniach
dedykowanych chińskiej kulturze, ta wszechobecność Chin w świecie zaniepokoiła mnie
jeszcze bardziej. Jeśli stanie się tak, jak prognozuje Marcin Jacoby ( por GW
7-8 VI, 2014, Świat po pekińsku. Czas się
bać) już wkrótce Chinom uda się narzucić swoje standardy światu. By
zrozumieć ten niepokój wystarczy posłuchać głosu Liao Yiwu, który w zbiorze
reportaży tym razem poświęconych chrześcijaństwu w Chinach, pokazuje jak
nietolerancyjna i zamknięta na inność jest kultura Państwa Środka. W „Bóg jest
czerwony. Opowieść o tym, jak chrześcijaństwo przetrwało i rozkwitło w
komunistycznych Chinach” mamy obraz jednoznacznie niereligijnie ukierunkowanych
Chin, gdzie każde odstępstwo od straszącego nadal ducha Mao i jego doktryny
jest wykroczeniem i winno być piętnowane, bądź podporządkować się pseudo
religii kontrolowanej przez partię w postaci Chińskiego Chrześcijańskiego
Patriotycznego Ruchu Trzech Samodzielności lub Patriotycznego Stowarzyszenia
Katolików Chińskich. Na dodatek, 1 czerwca 2014 w Chinach weszła w życie ustawa
kremacyjna. Wielu staruszków odbierało sobie życie, by zdążyć do trumny, nim
zostanie zastąpiona urną. W tradycji
chińskiej ogromną wagę przywiązywano do klasycznego pochówku zmarłych, bowiem
to, gdzie i jak spoczną przodkowie, wpływa bezpośrednio na losy jego potomków[1].
Jeśli rządy nad światem przejmie państwo oparte na ślepej wierze w
„przewodniczących”, na dodatek samoniszczące dorobek tak starej przecież
tradycji w imię „dobra narodu”, państwo, które przez politykę jednego dziecka
wyhodowało sobie pokolenie niesamodzielnych „małych cesarzy” i zachwiało
demografią, a ekologię podporządkowuje krótkowzrocznej ekonomii, jak będzie
wyglądał świat, w którym „Chińczyki
trzymają się mocno”? Oby szybko znalazł się ktoś, kto powstrzyma tygrysa zanim
ten poczyni nieodwracalne szkody nie tylko na swoim terytorium…
Na razie rękę na pulsie trzymają między
innymi USA. O uspokajających staraniach dyplomatycznych i nie tylko można
poczytać (wskazane zwłaszcza dla sinologów) w bardzo ciekawej publikacji Henry
Kissingera O Chinach, traktującej o wyjątkowości Chin, o negatywnym długofalowym wpływie
rewolucji kulturalnej na tożsamość chińskiego narodu i innych zjawiskach, które
dotyczą szczególnie Państwa Środka.
[1][1] Pisał o
tym obszerniej wspomniany Liao Yiwu, w zbiorku
Prowadzący umarłych, wątek też
podjął Wenguang Huang w tomie Strażnik
trumny, o obu publikacjach pisałam tu wcześniej.