wtorek, 18 czerwca 2013

Niespodziewana lekcja historii

Myślałam na początku, że dałam się skusić na nudne romansidło, ale osoba, która tę książkę mi przyniosła raczej nie czyta harlekinowatych historii i gdy się u nas po raz pierwszy zjawiła powiało dyskretną elegancją dawnej arystokracji. Postać zupełnie jak wyjęta z kart tej powieści, w czym utwierdziła mnie później dogłębna lektura.  Dawno, chyba od czasu studiów, nie sięgałam też po literaturę, która dzieje się dawniej niż w XXw. A tu nagle kościuszkowcy, rozbiory, targowica i przemiany społeczne – wydawałoby się szkolna nuda, tymczasem  wszystko tak wciągająco przez pryzmat arystokratycznych rodów pokazane, że byłoby ciekawie, gdyby młodzież zamiast podręcznika do historii przebrnęła przez to tomisko. Piszę tomisko, bo stron ma …605. Do przełknięcia w 2 dni, bo wciąga tak, że poczuć się można jak bohater Hemingwaya (por. Stary człowiek i morze) – o Hemingway’u też zresztą napiszę niebawem, się go nieźle ostatnio naszukałam.
Ale do rzeczy, tzn. do książki wracając, „Nie ponaglaj rzeki” to debiutancka powieść Jamesa Conroyda Martina powstała podobno na podstawie pamiętnika pewnej damy polskiego pochodzenia. Z pewnością ważnym wątkiem jest opis dziejów rodu wspomnianej niewiasty w momencie narodowej zawieruchy. Ale tak naprawdę na pierwszym planie są emocje, uczucia i gry charakterów z kilkoma wątkami kryminalnymi. I duża dawka istoty polskości – tych naszych narodowych zrywów w typie z szabelką na czołgi poprzeplatanych dla odmiany niemocą i marazmem.  Chociaż można sobie zadawać pytania o skrupulatność autora i wierność faktom historycznych, to bez wątpienia imponujące jest jak wiele trafnych spostrzeżeń o nas, Polakach, potrafił zza oceanu poczynić autor Polakiem nie będący. Jestem pod wrażeniem.   


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz