Zanim opowiem coś niecoś o kolejnej wyprawie, z której własnie wróciliśmy - obiecanych fotek parę m.in. z paryskiego metra. Na ostatniej wspomniany wcześniej Place de Vosges, harfy niestety nie widać.
Najciekawszego niestety nie zdołałam sfotografować - było zbyt ulotne, a zarazem zatrzymujące spojrzenie, uwagę i zapadające w pamięć ( jak Good Lolita na stacji Montparnasse), albo niezręczne w fotografowaniu ( jak staruszka u uroczych pantofelkach i szydełkowych kolanówkach na Alezia). Czułam się tym razem jak Zazi z powieści Raymonda Quenneau, a że mieszkałam dość daleko od miejsca, które było celem tej paryskiej wyprawy, metrem przejechać trzeba prawie pół Paryża, spokojnie więc można było się oddać obserwacjom socjologii metra, jego specyficznej architekturze i dekoracjom, tym prostszym, im dalej od centrum.
Najciekawszego niestety nie zdołałam sfotografować - było zbyt ulotne, a zarazem zatrzymujące spojrzenie, uwagę i zapadające w pamięć ( jak Good Lolita na stacji Montparnasse), albo niezręczne w fotografowaniu ( jak staruszka u uroczych pantofelkach i szydełkowych kolanówkach na Alezia). Czułam się tym razem jak Zazi z powieści Raymonda Quenneau, a że mieszkałam dość daleko od miejsca, które było celem tej paryskiej wyprawy, metrem przejechać trzeba prawie pół Paryża, spokojnie więc można było się oddać obserwacjom socjologii metra, jego specyficznej architekturze i dekoracjom, tym prostszym, im dalej od centrum.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz