wtorek, 31 lipca 2012

Wakacje bez netu?

Wyjeżdżając z dzieciakami na nadmorski wypoczynek na wszelki wypadek uzbroiłam się jednak we wszelkie możliwe, tak mi się przynajmniej zdawało, opcje dostępu do mobilnego netu. Na początku było fajnie, gdy był potrzebny dostęp do sieci, łapaliśmy ją praktycznie wszędzie. Potem zaczęło to wkurzać, bo przy okazji odbierane maile przypominały o niezałatwionych sprawach i historiach do skończenia "na wczoraj". W końcu oddaliliśmy się na tyle, że zasięgu nie było ani w kompie, ani w telefonie.
Na dodatek pogoda w kratkę spowodowała, że na pobliską plażę wylegali tylko zapaleńcy. Tłumy powlokły się na niezmiennie upstrzone tandetą deptaki. Gdy poprawiła się pogoda proporcje się odwróciły. Było morze, strefa ciał zamoczonych, strefa taplających się przy brzegu i najciaśniejsza, najgęściej zaludniona strefa parawanów i parasoli; na tej ostatniej robiło się najciaśniej, o zgrozo, między 12h a 14.


Załączam kilka fotograficznych migawek (niektóre celowo nieostre), w tym jedna krzepiąca- odkryliśmy budkę z wyśmienitymi goframi w przytulnym, dopieszczonym w szczególe otoczeniu. Wiecie, gdzie to?






wtorek, 24 lipca 2012

W drodze do metra i nie tylko




Zanim opowiem coś niecoś o kolejnej wyprawie, z której własnie wróciliśmy - obiecanych fotek parę m.in. z paryskiego metra. Na ostatniej wspomniany wcześniej Place de Vosges, harfy niestety nie widać.
Najciekawszego niestety nie zdołałam sfotografować - było zbyt ulotne, a zarazem zatrzymujące spojrzenie, uwagę i zapadające w pamięć ( jak Good Lolita na stacji Montparnasse), albo niezręczne w fotografowaniu ( jak staruszka u uroczych pantofelkach i szydełkowych kolanówkach na Alezia). Czułam się tym razem jak Zazi z powieści Raymonda Quenneau, a że mieszkałam dość daleko od miejsca, które było celem tej paryskiej wyprawy, metrem przejechać trzeba prawie pół Paryża, spokojnie więc można było się oddać obserwacjom socjologii metra, jego specyficznej architekturze i dekoracjom, tym prostszym, im dalej od centrum.
 






piątek, 13 lipca 2012

Ostatni wieczór w Paryżu

Kiedy dawno temu ktoś mi powiedział, że z Paryża nigdy się całkiem nie wyjeżdża, jakoś nie czułam, o co w tym właściwie chodzi. Gdy stamtąd wtedy wyjechałam, zostawiłam za sobą miasto, które owszem miało swój szczególny klimat, ale niespecjalnie przywoływało do powrotu. Dopiero po którejś z kolei paryskiej wizycie zrozumiałam, o co w tym "powrocie do Paryża" tak naprawdę chodzi. Jest w Paryżu jakiś szczególny uniwersalizm, miasto to potrafi zaoferować taką różnorodność doznań, że faktycznie każdy znajdzie tu coś osobistego, jakiś swój magiczny zakątek, z którym Paryż skojarzy się i takim w pamięć zapadnie i do tego właśnie zakątka przywoływał będzie.
Tym razem nie miałam czasu, by dotrzeć do moich ulubionych miejsc, można się za to było naprawdę poczuć jak reprezentant zagonionych błękitnych kołnierzyków, gdy się kursuje tylko na linii transport -biuro, biuro-transport. Fotki z paryskiego metra dorzucę wkrótce.
Za to ostatniego dnia, dzięki przyjaciółce i naszej obopólnej determinacji, by się w końcu zobaczyć, udała się nam "kolacja na trawie", w parku przy historycznym placu des Vosges, przy dźwiękach harfy z jednej strony i jakiegoś amerykańskiego chóru z drugiej. I nawet nagły krzyk parkowego stróża : "lejardinferme! - który tak właśnie na jednym oddechu wszystkim delektującym się dodatkową muzyczną atmosferą oznajmił koniec ogrodowej sielanki- nawet on nie zakłóci tego miłego, swobodnego momentu kiedy zagoniony Paryż spieszyć się przestaje. I takim go zapamiętam.         

niedziela, 1 lipca 2012

Wyjazdy, rozjazdy. Wakacyjnie

Wreszcie lipy pachną zajmując miejsce przekwitłych jaśminów, tak zwykle pachnie początek wakacji. Jeszcze co prawda pracy sporo tym razem pozostało do zrobienia, ale już za pasem wakacyjne wyjazdy, rozjazdy i przyjazdy. Świat na walizkach z euroszaleństwem i pracą w tle. Tym lepiej smakują wakacje, im czasu wolnego mniej. Oby tylko udało się wyłączyć, odłączyć i zresetować. Uwolnić od komórkowej smyczy i wszędobylskiego internetu. Na początek wakacji życzę Wszystkim Czytającym tego bloga jak najwięcej czasu na tzw. słodkie nieróbstwo. Pamiętacie jeszcze jak to się robi, żeby nic nie robić? Tego właśnie Wam i sobie życzę. Leniwych wakacji :-)