Zrobiłam to dla odprężenia. By zatrzymać rozpędzone
myśli i wyhamować trochę. Sięgnęłam po „opowieść tak piękną, że można się w
niej zagłębiać bez końca” (Newsweek, zachęcająco
na obwolucie). Pochłonęła mnie lektura wciągająca i piękna, ale bynajmniej
niełatwa. Afrykańskie dzieciństwo Angielki trochę zagubionej tożsamościowo
przez nią samą opowiedziane bez retuszu. Rodzinne doświadczenia z Afryką w tle
bardzo wyraźnie zaznaczonym i bezpośrednio wpływającym na te pierwsze. Alexadra
Fuller w „Dziś wieczorem nie schodźmy na psy” (wyd. Czarne) z nostalgią opisuje swoje
dzieciństwo w dawnej Rodezji, Malawi i Zambii realistycznie obrazując niełatwe życie
angielskich farmerów w afrykańskiej postkolonialnej rzeczywistości. Fuller,
choć Czarny Ląd na stałe opuściła już
dawno, dalej nosi w sobie ten swój osobisty kawałek Afryki. Warto się mu
poprzyglądać.
To się skuszę i przeczytam, lubię klimaty afrykańskie, sama nie wiem dlaczego ... , może po prostu lubię przestrzeń, lubię patrzeć w dal , przed siebie i nie obijać wzroku o kanciaste budowle ;), a na sawannie tak jest ...
OdpowiedzUsuńW tej książce przestrzeni afrykańskiej nie czuje się aż tak, jak jej kurz,skwar i zapach. Jest to Afryka przede wszystkim pokazana zmysłami, nie jest to pocztówka z Afryki. I to właśnie jest tu najciekawsze
Usuń