Zrobiłam to dla odprężenia. By zatrzymać rozpędzone
myśli i wyhamować trochę. Sięgnęłam po „opowieść tak piękną, że można się w
niej zagłębiać bez końca” (Newsweek, zachęcająco
na obwolucie). Pochłonęła mnie lektura wciągająca i piękna, ale bynajmniej
niełatwa. Afrykańskie dzieciństwo Angielki trochę zagubionej tożsamościowo
przez nią samą opowiedziane bez retuszu. Rodzinne doświadczenia z Afryką w tle
bardzo wyraźnie zaznaczonym i bezpośrednio wpływającym na te pierwsze. Alexadra
Fuller w „Dziś wieczorem nie schodźmy na psy” (wyd. Czarne) z nostalgią opisuje swoje
dzieciństwo w dawnej Rodezji, Malawi i Zambii realistycznie obrazując niełatwe życie
angielskich farmerów w afrykańskiej postkolonialnej rzeczywistości. Fuller,
choć Czarny Ląd na stałe opuściła już
dawno, dalej nosi w sobie ten swój osobisty kawałek Afryki. Warto się mu
poprzyglądać.
sobota, 18 maja 2013
środa, 1 maja 2013
Folwark zwierzęcy w wersji czarnobylskiej
Niedawno minęła kolejna rocznica wybuchu reaktora w Czarnobylu. 26 kwietnia 1986r. zdarzyło się coś, z czym ludzie
nie spotkali się nigdy wcześniej – budowany w pokojowych intencjach atom
zadziałał jak ten z czasów ostatniej wojny światowej. Zbiór reportaży Swietłany
Aleksijewicz „Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości” ukazał się w polskim
przekładzie parę miesięcy temu, w oryginale napisany w 2005. My czytamy go dziś
już po japońskim doświadczeniu z „pokojowym” atomem w Fukushimie. Możemy
porównać radziecki chaos i działania homo
sowieticus z japońskim uporządkowanym
społeczeństwem, które w analogicznej sytuacji zareagowało zupełnie inaczej. „Czarnobylska
modlitwa” to lektura obowiązkowa, pokazuje jak mało wiedzieliśmy i jak mało
wiemy nadal o tym, co niestety dotknęło i nas wszystkich (radioaktywny pył
dotarł do Polski 29 kwietnia, 2 maja był we Francji i Japonii, 5 i 6 maja w USA
i Kanadzie[1]).
To, co odróżnia relację Aleksijewicz
od wcześniejszych publikacji na temat Czarnobyla to przede wszystkim emocjonalne
i zmysłowe odczytywanie poczarobylowskiej rzeczywistości. To relacje prostych
ludzi, którzy żyli w promieniu 10, 20 czy 30 kilometrów od wybuchu i funkcjonowali
w nieświadomości zagrożenia, jakie on ze sobą niesie. To opowieści ludzi,
którzy byli w zespołach pacyfikacyjno-likwidacyjnych, w ekipach porządkująco-grzebiących
stary, przedczarnobylski świat z całym jego ekipażem, zwierzętami, roślinami,
wszystkim, co służyło człowiekowi i stanowiło jego historię, a teraz
napromieniowane musi zostać „zabezpieczone”. To także Czarnobyl widziany z
perspektywy naruszonej i porzuconej przez człowieka przyrody. Gdy po wybuchu reaktora
ludzi ewakuowano, dobytek i zwierzęta zostawały w opuszczanych domach lub były wykradane
i, choć napromieniowane, często sprzedawane dalej. Pozostawione w
gospodarstwach krowy szybko padły ofiarą wilków, psy i koty żywiły się jajkami,
dopóki lisy nie pożarły kur. Potem psy pozjadały koty, chyba że wcześniej zdążył
je wystrzelać patrol.
Każdy miał swój Czarnobyl, nikt
nie był na niego przygotowany. Nikt nie wie, kiedy i jakie będą jednostkowe i
globalne skutki atomu, który się wyzwolił spod kontroli człowieka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)