Opowieść o białym psie
Jak
powszechnie wiadomo, psy to przykład istot bezgranicznie oddanych człowiekowi.
Często jednak zdarza się, że człowiek na to zwierzęce oddanie zupełnie nie
zasłużył. Losy małego psiaka, który okazał się dużym psem są tego smutnym
potwierdzeniem. Być może ktoś go dostał w prezencie, a prezent okazał się
nietrafiony, być może psiak zachował się jak psiak i cos pogryzł, poniszczył.
Tego nie dowiemy się nigdy. W każdym razie pewnego letniego dnia ktoś
przywiązał go w lesie do drzewa i zostawił. Pies czekał i czekał. Było gorąco, psu
chciało się pić, a drzewo jakoś nie chciało biec z psem za jego oddalającym się
panem.
W pobliżu
drzewa pojawili się spacerowicze. Odwiązali psa, zabrali do domu, dali mu wody,
nakarmili, przygotowali błękitne legowisko. Pies urósł, zmężniał, gdy biegł
wyglądał jak biała gazela. Uwielbiał biegać, miał taką szczególną lekkość w
poruszaniu się. Do biegania miał małe betonowe podwórko, więc często leżał przy
bramie czekając, aż ktoś ją uchyli i czmychał zwiedzać okolice. Tolerancja jego
wybawców do wybryków białego psiaka zaczęła się dziwnie zmniejszać, gdy okazało
się, że powiększy się im rodzina. Zaczęli się wtedy rozglądać za nowym domem
dla psa lub w ostateczności za miejscem w schronisku. Trafili do domu, w którym
mieszkał czarny pies, kot, jeż i chomik. Zostawili psa nie przekazując zbyt
wielu informacji o nim, a nowym opiekunom pokazali przede wszystkim psie
sztuczki chwaląc się wzorową tresurą. Biały pies miał smutne oczy. W niedługim
czasie okazało się, że te wszystkie pokazowe umiejętności psa wyćwiczone były
siłą - biciem i krzykiem. Sporo czasu minęło zanim pies przestał się kulić, gdy
tylko ktoś zbliżał do niego rękę, a gdy zobaczył trzepaczkę przygotowaną do
czyszczenia dywanu, chował się pod łóżkiem.
Pewnego dnia do
nowego domu psa przyjechał jego poprzedni pan. Biały pies był w ogrodzie ze
swoją opiekunką. Poprzedni pan gwizdnął przeciągle na psa i czekał. Pies ani
drgnął. Poprzedni pan zawołał psa po imieniu. Pies pozostał w bezruchu.
Zaproszony łagodnym głosem opiekunki leniwie ruszył przywitać gościa w jej asyście.
– Nie ucieka wam? – zapytał poprzedni pan.
- Nie, dokąd i
po co ma uciekać? Chodzi na spacery, bawi się z czarnym, kudłatym psem, zaczepia
kota, obwąchuje jeża, płoszy chomika. Zajęty jest. – odpowiedziała opiekunka.
- A nie
kłaczy? On chyba jakiś chory był, sierść z niego spadała – przyznał poprzedni
pan.
- Czeszemy go,
gdy linieje i nic z niego nie spada – odparła opiekunka.
- To widocznie
wyszalał się u nas, to dobrze się złożyło – powiedział poprzedni pan.
- Chyba się
zadomowił – dodała opiekunka
Duży biały
pies nie ma już smutnych oczu, tylko bardzo nie lubi zostawać sam. Wypiękniał
jakoś, może dlatego, że wreszcie ma dom, który kocha i w którym jest kochany.