Znane mi dotąd z relacji naszej polsko -
afrykańskiej Iwony « malijskie » historie, głównie te z 2012r., zobaczyłam w kinie. Właściwie nie wiadomo, w
którym miejscu w tym filmie kończy się dokument, a gdzie zaczyna się fikcyjna,
poetycka opowieść.
W malowniczym pustynnym pejzażu łatwo o
kicz. U Sissako mamy na pierwszym planie (nie) wrażliwość – na drugiego
człowieka, na jego historię, na jego tradycję. Rozstrzelane figurki, zakazany
futbol, zabroniona muzyka. Nakazane nowe zwyczaje zakrywania twarzy, dłoni i
stóp. Ekstremalni islamiści w butach i z
bronią w meczecie. Poza ich prawem jest tylko szalona Tahitanka, wątkiem
trzęsienia ziemi przywołując kolejną sytuację sprawdzającą siłę humanitaryzmu.
Wydarzenia cytowane z rzeczywistości
splatają się tu ze sztuką obrazu i akcji powstałej w myślach reżysera.
« Zrobiłem film o historiach, które świat przemilczał » - wyznał nie
kryjąc łez podczas konferencji prasowej reżyser filmu, Abderrahmane Sissako
i pokazał, że wyobraźnią można rozegrać mecz
piłkarski bez piłki, można zatańczyć bez muzyki. Można też przeciwstawić
przemocy delikatność i pokazać człowieczeństwo w obrazach, które wydają się być
wyłącznie scenami brutalnymi.