niedziela, 14 czerwca 2015

"Timbuktu"



Znane mi dotąd z relacji naszej polsko - afrykańskiej Iwony « malijskie » historie, głównie te z 2012r.,  zobaczyłam w kinie. Właściwie nie wiadomo, w którym miejscu w tym filmie kończy się dokument, a gdzie zaczyna się fikcyjna, poetycka opowieść.
  W malowniczym pustynnym pejzażu łatwo o kicz. U Sissako mamy na pierwszym planie (nie) wrażliwość – na drugiego człowieka, na jego historię, na jego tradycję. Rozstrzelane figurki, zakazany futbol, zabroniona muzyka. Nakazane nowe zwyczaje zakrywania twarzy, dłoni i stóp. Ekstremalni islamiści w butach  i z bronią w meczecie. Poza ich prawem jest tylko szalona Tahitanka, wątkiem trzęsienia ziemi przywołując kolejną sytuację sprawdzającą siłę humanitaryzmu.

Wydarzenia cytowane z rzeczywistości splatają się tu ze sztuką obrazu i akcji powstałej w myślach reżysera. « Zrobiłem film o historiach, które świat przemilczał » - wyznał nie kryjąc łez podczas konferencji prasowej reżyser filmu, Abderrahmane Sissako
i pokazał, że wyobraźnią można rozegrać mecz piłkarski bez piłki, można zatańczyć bez muzyki. Można też przeciwstawić przemocy delikatność i pokazać człowieczeństwo w obrazach, które wydają się być wyłącznie scenami brutalnymi.