sobota, 25 stycznia 2014

Królowa lodu


Najpierw było jak zimą w Paryżu - chłodnawo, ale nie zimowo. Matka natura zaszalała, świat zwierzęco -roślinny pogubił się w pór kolejności - na balkonie zakwitły ubiegłoroczne bratki, na wierzbie pojawiły się bazie (dobrze, że nie gruszki), hortensje zaczęły wypuszczać listki, nad głowami usłyszeliśmy, a potem i zobaczyliśmy ptasi klucz... Połowa stycznia, a w ogrodzie wiosna, oby nie obudziła się na dobre...

  





I tu nagle zima przypomniała o sobie ... deszczem. Potem pogroziła lodowatym paluchem tym, co już o niej zapomnieli i zimowe opony chcieli zamieniać na letnie. Teraz to raczej łyżwy zamiast kół by się przydały - zrobiło się pięknie i niebezpiecznie. Zwłaszcza o tym drugim myśli zapewne każdy, kto po takiej aurze miał nieplanowaną wizytę w poradni chirurgicznej lub w warsztacie samochodowym. Zaliczyłam obie sytuacje, do gołoledzi i lodu podchodzę z pokorą i uniżeniem. I choć pięknie jest, niecierpliwie czekam, gdy będzie ciut bezpieczniej. Niechby chociaż mróz i śnieg, ale może bez tego lodu, ten ostatni zostawmy sobie do drinków.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz